Nowe uniwersum powstaje za każdym razem
wtedy, gdy ktoś się rodzi. Ludzie są jak planety, jak światy. Niepowtarzalni,
ale jednak tak podobni. Może nie powstajemy na skutek wielkich wybuchów w
kosmosie, ale rodzimy się z innych planet, z eksplozji miłości. Rozwijamy się,
tworząc swoje własne, unikalne cechy. Po nich będziemy rozpoznawani, ale nie w
całym kosmosie, a jedynie w naszej galaktyce. Może wzbogacimy się, może
będziemy mieć kilka lub nawet kilkanaście księżyców a może będziemy mieć tylko
jeden. Podczas naszego życia przewinie nam się w głowie tyle myśli, ile jest
gwiazd na niebie, ale niektóre z nich z czasem wyblakną, a niektóre będą tak
daleko, że nie będziemy w stanie sięgnąć do nich pamięcią.
Kosmos od zawsze był moją największą pasją,
pomyślałam, leżąc na zimnej trawie i wpatrując się w nocne niebo. Rzeczywistość
zweryfikowała te marzenia i w chwili obecnej nie miałam nawet teleskopu, a
zamiast spać wpatrywałam się w świecące nade mną punkciki, jakbym była małą,
zakochaną dziewczynką. Zawsze patrzyłam w gwiazdy kiedy coś mnie zmartwiło,
zszokowało czy zabolało. Na przykład wtedy, gdy zerwał ze mną pierwszy chłopak,
o którym w myślach mówiłam jak o tym jedynym. Albo wtedy, gdy zdechł nasz
rodzinny pies, który był ze mną odkąd pamiętałam wobec czego spodziewałam się,
że będzie już na zawsze. Byłam tam, kiedy dowiedziałam się, że gdzieś daleko
toczy się wojna i przeraziłam się, bo myślałam że bitwy są jedynie częścią
historii. A teraz jestem już dorosłą kobietą, która stara się myśleć o sobie
jak o kimś zorientowanym w rzeczywistości, ale wciąż przychodzę na łąkę, by
położyć się na plecach i posłuchać wszechświata. Wydaje mi się, że to dzięki
niemu zrozumiałam, jaką głębię i niebanalność niesie za sobą świat, istnienie i
wszystko to, co mnie otacza. Gwiazdy są nieuchwytne, zawieszone wysoko,
mrugające i czasami wydają się nie do końca realne. Były najlepszymi
nauczycielkami. Niezależnie od tego, jak silne emocje mną targały, znajdowałam
w nich ukojenie, spokój, pozorną stałość i niezmienność.
Gdy byłam mała, chciałam być astronautką,
kosmolożką czy chociaż astrofizyczką. Potem usłyszałam, że praktycznie nie da
się zdobyć tych zawodów, a przynajmniej jest to bardzo trudne, zwłaszcza, gdy
jest się dziewczyną. Ostatecznie pracowałam w biurze, tworząc wykresy, tabele i
statystyki i naprawdę pasjonowałam się tym, co robię. Liczbami, zależnościami,
nieoczywistościami. Nadal jednak interesowałam się kosmosem. Z czasem moja
pasja przeszła też na nauki rządzące Ziemią, najlepiej znaną nam planetą.
Zaprenumerowałam kilka magazynów naukowych i po pracy zaczytywałam się
artykułami o minerałach, glebie, roślinach, atmosferze, pierwiastkach czy
ludzkich organizmach. Czułam, że świat nie jest mi obcy, że jest moim
przyjacielem, bo coraz lepiej go znam i rozumiem, jak funkcjonuje. Z drugiej
strony im więcej przeczytałam, tym bardziej powiększała się liczba pytań, na
które nie znałam jeszcze odpowiedzi, a na które odpowiedź znać chciałam.
Tamtego dnia przyszłam popatrzeć w niebo,
bo przeczytałam artykuł o projektowaniu dzieci. O tym, że już za niedługo
będzie można wybrać spośród zarodków ten, który najbardziej będzie nam
odpowiadał. Który będzie na przykład blond włosym, wysokim chłopcem, o
inteligencji przestrzennej i matematycznej. Przyszłam do gwiazd, bo poczułam
naraz lęk i fascynację. Dzieci na żądanie, dzieci perfekcyjne, nie byłyby już
planetami; eksplozjami miłości, a co najwyżej sztucznymi satelitami, krążącymi
we wszechświecie w określonym celu. Byłyby zaprogramowane, jak programy
komputerowe i w gruncie rzeczy wszystkie takie same, bo chyba nikt nie
stworzyłby nieidealnego dziecka, a perfekcja jest powtarzalna i nudna. Takie
wyzute z kolorów, wielkości i kształtów satelity kręciły by się w kółko, jak
roboty, bez swoich księżyców i gwiazd.
A potem naszła mnie myśl o wiele
straszniejsza, niż ten oczywisty lęk przez programowaniem genetycznym, który ma
w sobie chyba każdy, kto zapoznał się z tematem. A gdybym ja była
zaprogramowana? A gdybym była wysokim, blond włosym chłopcem, ze zdolnościami
matematycznymi i z silnym ciałem? A co, jeśli wtedy zostałabym astronautą,
kosmologiem albo chociaż astrofizykiem? Co jeśli wtedy to ja projektowałabym
satelity i wysyłała je gdzieś w stronę gwiazd? A co, jeśli poleciałabym na
księżyc, chociażby po to, żeby sprawdzić, czy ta amerykańska flaga wciąż tam
jest?
Tymczasem jestem dorosłą kobietą, która na
co dzień zachwyca się statystyką, z zainteresowaniem czyta naukowe magazyny i
gdy coś ją trapi leży na łące i patrzy w gwiazdy.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz