niedziela, 17 sierpnia 2025

Potwór


 
To był potwór. Nikt zdawał się tego nie zauważać, ale ona widziała to bardzo wyraźnie. Rozdziawiał paszczę i ryczał, a jego ostre jak igły zęby dygotały wraz z całym jego ciałem.
Ona leżała tylko w łóżku, wpatrywała się w ścianę i za każdym razem, gdy słyszała ryk, przechodził ją dreszcz. Drżała, jakby miała gorączkę.
Z reguły zaraz po tym przychodził jej mąż, jak zwykle poirytowany, a czasami nawet zły i krzyczał na nią, że ma wziąć syna na ręce i że przecież widać, że jest głodny. Że on nie może go nakarmić, bo nie ma pokarmu w piersiach. Ale to potwór, ma zęby i z pewnością je mięso.
Przestrzegła męża, że panicznie boi się potwora i że jeżeli położy go w jej ramionach, na pewno go upuści, bo zwyczajnie paraliżuje ją strach. Od tego wyznania mąż siedział przy niej i przyciskał jej potwora do piersi, a ona wiła się z bólu lub wpatrywała w sufit, zagryzając wargi.
Mąż zmieniał pieluchy, mąż lulał i kładł do kołyski, zawsze jednak z pretensjami i krzykiem. Zaczął sprowadzać swój matkę, której żalił się, że jest wyrodna i bezużyteczna i że to on musi się zajmować synem, a to nie przystoi. Teściowa zawsze uspokajała go i nakazywała iść się rozerwać, obiecując, że sama zajmie się potworem.
Kiedy tylko potwór zapadał w sen teściowa przychodziła do jej sypialni i targała ją za włosy, wyzywając. Zawsze było to coś w rodzaju, że wiedziała że będzie złą matką i że odradzała synowi małżeństwo z nią, ale się uparł. Machała przed nią potworem i mówiła coś, ale jej wszystko odbijało się od uszu, bo odkąd potwór zaryczał po raz pierwszy uszkodził jej bębenki i słyszała tylko czasami, głównie ryk.
Teściowa wciskała jej potwora do rąk i raz zamknęła ją w pokoju na klucz z ryczącym stworzeniem, a kiedy weszła do niego ponownie, ona stała na parapecie i już jedną nogą dyndała w powietrzu. Teściowa ściągnęła ją z parapetu i nigdy więcej nie zostawiła samej. Skarżyła się potem swojemu synowi, że jak wariatka się zabije, to co ludzie powiedzą.
Zaczęła zauważać, że potwór odgryzał z niej małe kawałki. Po każdym karmieniu przód jej bluzki był cały zbroczony. Zastanawiała się, ile zajmie, zanim zje ją całą.
Po miesiącu nie miała już właściwie piersi ani szyi, ale mąż przyciskał go do niej nadal, a ona drętwiała z rezygnacją, jakby nawykła do lejącej się krwi i mlaszczącego ciała w ustach potwora.
Potworowi rosły pazury i poza odgryzaniem i przeżuwaniem fragmentów jej ciała drapał ją do krwi. Była pewna, że zostaną blizny, zadrapania ropiały i sączyły się, piekły i non stop otwierały na nowo.
Pewnego razu mąż zostawił ją samą z potworem przegryzyjącym się przez jej brzuch i drapiącym ją do krwi po udach, bo zadzwonił telefon, który nieopacznie zostawił w innym pomieszczeniu. Ona, choć nauczyła się już nie walczyć, nie miała na to siły, bo traciła zbyt dużo krwi i ciągle męczyły ją infekcje zadrapań, zdała się ostatkiem się na oderwanie od siebie potwora i ciśnięcie nim przez pokój z resztką tej energii, która została w jej szczątkowym ciele.
Padła po tym na łóżko bez życia, a wokół niej odcinała się plama z krwi, ropy i tłuszczu, kiedy potwór rozryczał się przeraźliwie i mąż przybiegł z powrotem. Podniósł potwora z ziemi, zaczął wrzeszczeć i lamentować i wybiegł szybko z pokoju. A ona leżała tam tylko, pełna otwartych ran, starając się obliczyć, ile zostało jej części ciała, kości, stawów, mięśni i ścięgien.
Już jakiś czas wcześniej potwór wgryzł się w jej klatkę piersiową i zjadł jej serce, było to jeszcze w pierwszym miesiącu. Od tamtego czasu nie słyszała ani nie czuła bicia swojego serca, a jedynie głuchą pustkę.
Niestety mąż wrócił razem z potworem, jego ryk rozlegał się od samego progu. Zaczęła wyrywać sobie włosy z głowy, by odwrócić czymś swoją uwagę, ale mąż zganił ją tylko i kazał iść spać.
Potwór zasnął i nie ryczał, za to chrapał. Mąż spał na materacu koło kołyski. Ona wstała i przyjrzała się potworowi, którego częściowo wystające z ust zęby błyszczały we wpadającym przez okno świetle księżyca. Powróciła do wyrywania sobie włosów, aż pozostała całkiem łysa, z pulsującą i napiętą skórą głowy.
Owinęła włosy, której do tej pory trzymała w zaciśniętych pięściach, wokół szyi potwora, aż ten zaczął rzęzić, a potem kopać i wić się przez sen. Wtedy jednak zabrakło jej siły, nie miała już żadnej skóry wokół żeber i połowy mięśni prawego ramienia, a z częściowo zjedzonymi mięśniami i narządami brzucha trudno jej było stać.
Z trudem usiadła na łóżku, oparła się o wezgłowie i zaczęła walić w nie łysą głową. Miała nadzieję, że jeżeli umrze, to potwór też umrze, albo przynajmniej nie będzie już więcej jej jadł i drapał.
Mimo swojego otumanienia, osłabienia i kłopotu z formułowaniem myśli, co dawniej przychodziło jej łatwo, miała wrażenie, że potwór oprócz zjadania jej ciała, zjada także jej duszę. Może dlatego nie może już myśleć, może gdy ją gryzie to wszczepia w nią anestetyk jak komar czy pijawka, przez co obumierają jej neurony w mózgu i nie ma już siły krzyczeć.
Kiedy mąż się obudził i zobaczył włosy owinięte wokół szyi potwora wpadł w szał i uderzył ją, choć nigdy wcześniej jej nie bił. Potwór jednak przeżył i miał się dobrze, obudził się z rykiem sygnalizującym, że jest głodny. Drapał i pałaszował jej ciało tak samo mocno, jak wcześniej.
Po tym, jak mąż odciągnął od niej potwora, wziął go ze sobą i wyszedł, a ona zorientowała się, że ma teraz już tylko lewą rękę. Zjadł prawą wraz z kośćmi.
Ona odczekała chwilę, może pół godziny albo więcej, ale nie wiedziała, jak długo dokładnie, bo nie miała w pokoju zegarka i nie miała sił, by liczyć upływające sekundy, bo je zbierała. Ostatkiem wysiłku wstała, a krew zaczęła spływać z okolic prawego obojczyka, który jeszcze się ostał, ale nie był już do niczego przyczepiony, klekotał tylko na jedynym ocalałym żebrze po tej stronie.
Otworzyła okno, z ulgą stwierdzając, że nadal mieszkają na dwunastym piętrze i że nic się w tej kwestii nie zmieniło, choć mogłoby, bo nie ufała już swojej pamięci i zmysłom. Lewą ręką usiłowała podciągnąć się na parapet, jednak bez mięśni brzucha było to niemal niemożliwe, jej nogi niby istniały jeszcze pod częściowo obgryzionymi ze skóry biodrami, ale bez brzucha były bezużyteczne. W kręgosłupie brakowało dysków i kilku kręgów. Do tej pory pamiętała, jak potwór ssał je, a szpik kostny spływał mu po brodzie, a usta miał wykrzywione w zadowolonym z siebie grymasie.
Z braku lepszych możliwości przewiesiła się przez okno głową w dół i gdy tylko nachodziła ją odrobina siły ręką i nogami przesuwała się tak, że zwieszała głowę poza okno bardziej i bardziej i bardziej i bardziej.
W końcu jej częściowo martwy, w jej wyobraźni właściwie gładki mózg  i czaszka przeważyły nad resztą ciała i runęła w dół, lecąc z dwunastu pięter na spotkanie z osiedlowym betonem. Ostatni spazm mięśni ułożył się w spokojny uśmiech na jej twarzy.
Zaalarmowani świadkowie zdarzenia wezwali policję i wyjaśnili, że kobieta leciała głową w dół, z dwunastego piętra, więc dało się dobrze przyjrzeć. Policjanci byli zdziwieni szczątkowym ciałem kobiety, tym że była w trzech czwartych szkieletem i że najwyraźniej żyła, gdy spadała, chociaż nie miała wątroby, więc trudno było stwierdzić, kiedy umarła. Sąsiedzi utrzymywali, że z pewnością żyła, bo jej mąż ich o tym zapewniał, tylko raz była w połogu, innym razem miała grypę, a kolejnym złapała zapalenie oskrzeli.
Policjanci jednak zaaresztowali mężczyznę, męża kobiety, po kilku tygodniach. To wtedy patolog zaświadczył w swojej opinii, że kobieta musiała umrzeć na długo przed wypadnięciem z okna, a i z okna nie wypadłaby w takim stanie sama.
Zapewne zmarła już dawno, możliwe że z rąk męża, patrząc na dziwne ślady na kościach, jakby ktoś wbijał w nie coś ostrego, i ślady ugryzień na całym ciele, i ślady zadrapań. Sądzili, że resztę ciała zjadł pies albo inny zwierzak domowy, a mąż pewnie się go pozbył. W mieszkaniu znaleźli bardzo dużo krwi, a w łóżku w którym spała kobieta dostrzegli także ślady tłuszczu, ropy i szpiku kostnego. Mąż opowiedział, że żona nie chciała zajmować się dzieckiem, że rzucała nim o ściany i próbowała udusić, ale nie znaleziono na to żadnych dowodów.

Zanotowano jednak, że dziecko urodziło się z zębami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zlecenie

  Tamtego dnia do jej drzwi zapukał pewien mężczyzna. Sama nie wiedziała, co z tego wyniknie, poza tym, że kłopoty. Chwyciła mocniej swoją l...