Piątek, 7:07
Strumienie wody obmywały jej ciało. Było
jej ciepło i przyjemnie. Uwielbiała te poranne prysznice, pozwalały jej poczuć
się jak nowonarodzona. Jej współlokatorzy z reguły mówili, że prysznice dwa
razy dziennie, gdy nie ma wyraźnej potrzeby to za dużo i że powinna się
dokładać więcej do rachunków skoro taka z niej fanatyczka czystości. Była
czyścioszką, ale nie zamierzała więcej płacić. Skierowała strumień na włosy.
Myła je zawsze rano, a potem suszyła starannie, jeszcze bardziej dopieszczając
się ciepłem oraz poczuciem czystości i piękna.
Nagle światło zgasło. Woda przestała
lecieć. Krzyknęła w ciemności i wyskoczyła spod prysznica. Dobrze, że zawsze
zostawiała ręcznik w tym samym miejscu, bo teraz gdy sięgnęła po niego,
natychmiast poczuła pod palcami znajomą miękkość. Wytarła się, okręciła ręcznik
wokół głowy jak turban i szybko się ubrała. Musiała wytężać wzrok, by
odpowiednio włożyć spodnie, ale dobrze wiedziała, że raczej nie uda jej się
zapiąć koszuli. Wybiegła z łazienki.
- Co się do cholery dzieje? Czemu nie ma
wody i światła? – krzyknęła.
Ala i Janek siedzieli przy kuchennym stole
w całkowitej ciemności, nie licząc lichego porannego słońca zaglądającego przez
szyby. Było pochmurno.
- Właśnie próbujemy się dowiedzieć – Ala
wskazała na telefon przy uchu Janka. – Może usiądź, Zeniu. Nie ma jak zrobić
kawy, ale proponuję sok. Nawet zdrowiej – podała jej karton.
Zenobia opadła na krzesło obok
współlokatorki. Nalała sobie soku do szklanki i napiła się go niechętnie. Nie
była przeciwniczką soku, ale potrzebowała kawy. Niby nie ziewała, ale czuła się
wciąż nie do końca obudzona.
- Wody też nie ma? – mruknął Janek
skupiony na miarowym sygnale połączenia.
- Nie ma – westchnęła Zenia siorbiąc
sok. “Zdecydowanie za słodki jak na poranek”, pomyślała.
- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie braku
prądu i wody w mieszkaniu numer…. – Janek szybkim krokiem wyszedł z
kuchni.
Ala wstała i zaczęła się krzątać. Odniosła
naczynia do zlewu (niepotrzebnie, bo i tak nie ma wody).
- Podejdź do okna, to zapnę ci te guziki –
mruknęła.
W tamtym momencie Zenobia uświadomiła
sobie, że siedziała przy stole w rozpiętej koszuli, spod której wyłaniał się
jej koronkowy biustonosz. “Cudownie, po prostu wspaniale” - pomyślała. Podeszła
i pozwoliła Ali zapiąć guziki. Alicja zdecydowanie była typem człowieka
matkującym każdemu.
Sama sobie za to Ala nie matkowała. Paliła
paczkę papierosów dziennie, chodziła w rozciągniętych dresach i piła
zdecydowanie za dużo słodzonych napoi. Wszelakich. Od pepsi i Mountain Dew po
soki, czy też jak lubiła o nich myśleć Zenobia - wyroby sokopodobne o
zawartości cukru większej niż zawartość soku. Jej drugą obsesją były chipsy i
chrupki, co w połączeniu z napojami było całkiem oczywistą przyczyną jej
wiecznego spłukania. Ala miała długie, kręcone blond włosy zawsze upięte w
niedbały kok. Zenia podejrzewała, że wypuszcza je z tego koka najwyżej raz na
tydzień, by je umyć. Studiowała filozofię i zapewniała, że wszyscy na filozofii
tacy są, ale Zenobia powątpiewała. Janek, chłopak Ali, też studiował filozofię,
ale zdecydowanie taki nie był.
Janek zawsze nosił dopasowane dżinsy, a na
włosach miał więcej żelu niż mogłoby się pomieścić w tubce. Wydawałby się być
lalusiem ze złą cechą wydawania wszystkich oszczędności na żel stylizujący,
gdyby nie jego wielkie okulary i nos w książkach. Zenobia rzadko wchodziła do
salonu, bo było tam istne archiwum/antykwariat/biblioteka. Książki piętrzyły
się na półce przed telewizorem, tak że nie dało się już nic oglądać, zresztą
kanapę również pokrywały z reguły stare i prawie zawsze opasłe woluminy. Kiedyś
chciała wypić tam poranną kawę i wydawało jej się, że usunęła z kanapy
wszystko, ale gdy usiadła w biodro wbił jej się róg „Księcia” Machiavellego. Innym razem spytała,
czy może Janek nie mógłby korzystać z biblioteki. Czytać książki online. Albo
trzymać je w sypialni. Odpowiedział, że musi mieć te książki, bo jest
zbieraczem i poza tym potrzebuje ich do pracy magisterskiej i że chciał je
trzymać w sypialni, ale Ala się nie zgadza. Ala dodała, że sypia z Jankiem, a
nie z Platonem i nie ma nawet mowy.
Ala odeszła od okna
mrucząc coś, że porozstawia świeczki na później, w razie gdyby prąd nie wrócił.
Miała całkiem dużo świeczek, bo dostawała je od każdego. Od rodziny, znajomych
ze studiów i z liceum i nawet od Janka. Czasem się śmiała, że tak to jest, jak
się jest zbyt skomplikowaną osobą - nikt nie wie, co ci dać więc daje ci
najbardziej generyczny prezent. Zenobia spróbowała kiedyś dać jej spinki do
włosów, bo zawsze pojedyncze kosmyki wypadają jej z koka. Nigdy nie widziała
ich faktycznie na włosach, za to jedna była zapięta na łodydze jednej z roślin
doniczkowych. Dlaczego? A kto to wie.
Zenobia usiadła z
powrotem przy stole by dopić sok, kiedy zdała sobie sprawę, że będzie mieć zęby
całe brudne po tym słodzonym sokopodobnym czymś, a nie ma nawet jak ich umyć.
To cud, że nie miała piany na włosach, a przynajmniej tak wynikało z jej
energicznego macania się po głowie.
Janek i Ala weszli do
kuchni w tym samym momencie.
- Wodę ponoć mieli
odłączyć i niby były ogłoszenia na klatce. Ja nie widziałem, a wy? - Ala
i Zenia pokręciły głowami. Ala chodziła z nosem w chipsach, a Zenobia z reguły
słuchała podkastów i nie patrzyła na zwandalizowane ściany ich bloku, bo i po
co. Teraz westchnęła ciężko, bo najwyraźniej mogło się to na coś przydać. – A
prąd ponoć ma awarię. Że niby w nocy podczas burzy jakieś drzewo przewróciło
się na linię przewodu elektrycznego, czy coś. Widziałyście to?
- Janku, nikt z nas nie
wychodził dzisiaj z domu – zauważyła Alicja. – Ale proponuję, byśmy wszyscy
ubrali buty i kurtki i poszli to sprawdzić. Przy okazji odprowadzimy Zenię na
autobus.
Ala miała dobrą pamięć
i zawsze wiedziała kto i o której ma zajęcia. Zenobia z reguły pamiętała swój
plan zajęć. Ale dziś? Dziś zupełnie wypadł jej z głowy. Więc cieszyła się, że
znajoma wiedziała, że na 8:30 musi być na uczelni.
7:50
Był kwiecień,
chłodnawo. Zenobia, opatulona szczelnie skórzaną kurtką, szła za Jankiem i Alą.
Z jakiś nieznanych jej przyczyn tych dwoje potrafiło poruszać się o wiele
szybciej niż ona, nawet jeśli jedno z nich po drodze czytało, a drugie jadło
chrupki Cheetos. Bo tak w istocie było teraz. Ala zapychała się chrupkami o
smaku sera i ketchupu wyjaśniając, że nie jadła śniadania – w końcu nie ma
prądu - więc jak miała zrobić swoją owsiankę z mikrofalówki? Owsianki z
mikrofalówki były kolejną rzeczą, na punkcie której Alicja miała niezdrową
obsesję – chyba chodziło o to, że dawały jej one namiastkę zdrowia, jakieś
poczucie, że nie je tylko czipsów i napojów słodzonych. A Janek czytał jakiś
opasły tom z nazwiskiem Sartre’a na grzbiecie. Tłumaczył to korzystaniem ze
słońca, bo w końcu nie ma prądu. Tylko, że słońca również za bardzo nie było.
Oczywiście było jasno, ale na pewno nie słonecznie.
- To tutaj – krzyknęła
Zenia, kiedy jej kompani omal nie minęli drzewa przewróconego na linię
elektryczną. Cały słup przewrócił się i raczej wiadomym było, że nie działa.
Wokół zdarzenia kręciło się kilkoro mężczyzn w odblaskowych ubraniach. –
Panowie, przepraszam – krzyknęła ponownie. – Ile potrwa naprawienie tej awarii?
- Ja nie wiem, psze
pani – bąknął jeden z nich znajdujący się najbliżej i poprawił kask na głowie –
pewnie parę dni.
Ala i Janek spojrzeli
na nią z dezaprobatą. Dziewczyna wyciągnęła do niej rękę z paczką chrupek.
- Chyba faktycznie
muszę się spieszyć – zauważyła Zenobia patrząc na wyświetlacz telefonu. Zaraz
odjeżdżał autobus, którym zawsze docierała na pierwsze zajęcia w piątkowy
poranek.
13:08
Cały dzień nudziła się
na wykładach. Zwykle bardzo je lubiła, słuchała z zainteresowaniem i nawet
robiła notatki. Ale tego dnia nie mogła usiedzieć. Czuła, że ma nieuczesane
włosy, które na pierwszym wykładzie były jeszcze mokrawe i przeszkadzał jej
słodki osad na zębach. Gdy chciała kupić sobie gotową sałatkę ze sklepu, zdała sobie
sprawę, że nie zabrała ze sobą portfela. Pomyślała, że zapłaci telefonem, ale
niestety się rozładował. Do zera. Zazwyczaj jej telefon był naładowany, a i
bateria trzymała długo. Z tym, że zwykle nie dzwoniła po każdym wykładzie do
współlokatorów, by dowiedzieć się, czy aby nie wrócił już prąd lub woda. I nie
szukała w sieci sposobów na naukę bez światła. I nie sprawdzała cen lamp na
baterie. Zaklęła widząc rozładowany telefon, bo chciała jeszcze napisać do Ali,
aby kupiła kilka butelek wody. Dzięki temu można by chociaż umyć dłonie, twarz
czy zęby. Na co dzień nie nabywali wody butelkowanej, bo ta z kranu była dobra
do spożycia, a i tak wodę wodę jako taką piła tylko ona. Janek raczył się
kawą, herbatą czy yerbą, a Ala piła te swoje cholerne napoje słodzone.
Po ostatnich zajęciach
wskoczyła do autobusu, zajęła miejsce siedzące mimo rozgniewanych spojrzeń
kobiety po czterdziestce i przetrzepała całą torbę w poszukiwaniu powerbanku.
Niestety go tam nie było, a Zenia zaczynała mieć bardzo złe przeczucie, że jest
gdzieś w jej pokoju, całkiem wyładowany. W końcu oparła się bezsilnie o oparcie
i zamknęła oczy. W domu nie ma wody ani prądu, a ona nawet nie ma jak kupić
potrzebnych rzeczy. Co innego, gdyby miała rozważnych współlokatorów, ale ona z
jakichś dziwnych, niewyjaśnionych przyczyn musiała zaprzyjaźnić się z
najdziwniejszymi ludźmi z całego rocznika i to nawet nie z jej kierunku. Jazda
autobusem nigdy przedtem tak jej się nie dłużyła. Zwykle słuchała podkastu albo
albumu któregoś z jej ulubionych wykonawców. Czasem czytała coś zadanego na
studia czy się uczyła, ale tego dnia nawet jej podręczniki i notatki zostały w
mieszkaniu.
13:31
Weszła do ciemnego
przedpokoju, zrzuciła kurtkę i buty. Z kuchni dobiegały ożywione głosy.
- Czyżby wróciła woda
lub prąd? – zapytała otwierając drzwi do pomieszczenia.
- Nie, Zeniu –
odpowiedziała Ala rozpakowując siatkę – ale zamówiliśmy pizzę i właśnie
dojechała. Chcesz z nami zjeść na balkonie? Tam jest najjaśniej.
Zenobia zgodziła się,
chociaż nie miała szczególnej ochoty na pizzę. Uznała jednak, że nie ma co
wybrzydzać, i że i tak nie zamówi nic dla siebie z rozładowanym telefonem.
Potem pomyślała, że mogłaby zamówić z laptopa, ale Janek i Ala już rozsiedli
się na balkonie, a jej zaczęło burczeć w brzuchu.
Balkonik był małą,
obsraną przez gołębie przestrzenią. Na parapecie stała popielniczka, w której
pływało kilka petów. Ala wydobyła skądś koc, który rozłożyła na podłodze
balkonu, a potem przyniosła na niego pizzę. Janek rozsiadł się na jednym z
końców pledu dzierżąc pod pachą kolejne opasłe tomiszcze (tym razem było to
jakieś dzieło Nietzschego). Janek posiadał tę rzadką i jakże pożądaną
umiejętność czytania trzy razy szybszego niż przeciętna osoba i skakania po
tematach i epokach historycznych jakby był podróżnikiem w czasie. Zenobia
spojrzała na pizzę i odechciało jej się jeść. Zapomniała, że oboje jej
współlokatorzy byli wegetarianami, a na pizzy jedyne, co było widoczne, to
stosy oliwek, pieczarek i szpinaku. Nie miała nic przeciwko warzywom, ale po
wypiciu jedynie słodzonego soku na śniadanie miała ochotę na coś w jej odczuciu
bardziej sycącego.
Zenia siedziała na
skraju koca skubiąc pizzę. Była głodna, ale nie przepadała za tak wieloma,
zwłaszcza warzywnymi, dodatkami w jednej biednej potrawie. Obok niej Ala wypalała
trzeciego papierosa w ciągu kwadransa. Właściwie był to ciekawy proces, kiedy w
jednej ręce trzymała kawałek pizzy, a w drugiej papierosa, i na przemian
zaciągała się dymem i nadgryzała ciasto z dodatkami. Janek jadł powoli, wodząc
wzrokiem po literach i zdaniach.
- Nie kupiliście
przypadkiem wody butelkowanej? – zapytała Zenobia.
- Nie – mruknęła Ala.
- To może wyskoczymy do
sklepu jak zjemy – mruknęła Zenia przełykając kawałek z dużą ilością szpinaku.
- Ja nie mam pieniędzy
– burknęła Ala.
- Ale ja mam –
zauważyła Zenobia – tylko musicie mi poświęcić, żebym znalazła portfel.
14:57
Ala świeciła latarką z
jej niemal rozładowanego telefonu. Zenobia chwyciła portfel, który leżał
przysypany jej kosmetykami i wszyscy udali się założyć buty i kurtki.
Znowu czuła się jak o
siódmej rano usiłując nadążyć za dwójką współlokatorów zostawiających za sobą
dym papierosowy. Przystanęli na chwilę przed złamanym drzewem, gdzie wciąż
pracowali ludzie w odblaskowych ubraniach. Janek mruknął coś pod nosem z niezadowoleniem,
gdyż postępy były niemal niewidoczne. Jedynie kilka gałęzi drzewa zostało
obciętych, ale cała roślina wciąż leżała na złamanym słupie wysokiego napięcia
i linii elektrycznej.
- Panie, dlaczego
panowie tego drzewa po prostu nie usuną? – spytał zniecierpliwionym głosem.
- Musimy odciąć
gałęzie, żeby zaczepić pień do wyciągu i podnieść całość maszyną – wyjaśnił ten
sam co rano robotnik.
Janek ruszył przed
siebie mamrocząc podziękowania, a Alicja dotrzymywała mu kroku. Weszli do
Auchana.
- Co potrzebujemy
dokładnie kupić? – zapytała Ala.
- Na pewno wodę
butelkowaną – stwierdziła Zenobia – pieczywo, konserwy, warzywa, latarkę i może
jakąś lampę na baterie? No i oczywiście baterie.
Dziewczyny ruszyły
między półki pakując do wózka sklepowego wymienione przez Zenię przedmioty. Ala
dodała do zakupów również dwie paczki czipsów, sześciopak coca coli, duży
karton soku multiwitamina słodzonego, trzy tabliczki czekolady i trzy batoniki
musli. Zenobia domyśliła się, że te ostatnie mają być namiastką jej porannej
owsianki z mikrofali.
- Gdzie się podział
Janek? – zapytała Zenobia po zorientowaniu się, że od jakiś dwudziestu minut go
nie widziała.
- Hm, pewnie na dziale
z książkami – zauważyła Ala.
Była to prawda. Janek
zdążył już przeczytać połowę jakiegoś zbioru esejów filozoficznych, które
postanowił zakupić. Zaciągnęły go więc do kasy, Janek i Zenia zapłacili po
połowie po czym cała trójka wyszła ze sklepu.
Będąc już na klatce
schodowej Zenobia zatrzymała się, by odstawić na chwilę siatkę z zakupami, bo
była ona, niestety, bardzo ciężka. Zerknęła na ścianę i zobaczyła ogłoszenie o
przerwie w dostawie wody. Czyli ono faktycznie istniało. Z jego treści
wynikało, że woda ma wrócić w sobotę w południe. Zenia westchnęła i wskazała
kartkę swoim towarzyszom w niedoli. Kiwnęli głowami - faktycznie, jest.
21:28
Zenobia położyła się
spać wcześnie. Jednak już od kilkunastu minut przewracała się z boku na boku i
jakby to powiedziała jej matka „kitłasiła się”. W pokoju był zupełnie ciemno,
nawet najbliższa latarnia się nie świeciła. Czuła się nieświeżo bez swojej
wieczornej kąpieli. Kolacja też była niesatysfakcjonująca. Ala przygotowała
kanapki zużywając całą puszkę jakiejś wegetariańskiej konserwy oraz kilka liści
sałaty i plastrów pomidora. Było to właściwie sycące, ale popijane wodą (Zenia
odmówiła słodzonego soku) traciło swój urok zdrowej kanapki. Wydawało się być
rozwodnione i bez smaku.
Usiadła na łóżku,
sięgnęła do szafki nocnej po szczotkę i nerwowo przeczesała włosy. Zaśnięcie
bez jej wieczornej rutyny będzie bardzo trudne. Zawsze o dwudziestej brała
długą, gorącą kąpiel, nakładała odżywkę na włosy, robiła maseczkę, myła twarz
tonikiem i nakładała serum, szorowała zęby i balsamowała całe ciało. Potem
słuchała relaksującej muzyki leżąc w łóżku, co pomagało jej zasnąć. Co prawda
Janek pozwolił jej użyć powerbanku, ale nie wiedział, gdzie go ma. Trwały więc
intensywne poszukiwania (na razie bezowocne).
Postanowiła wstać i
zaczerpnąć powietrza, może napić się wody. Nalała sobie trochę do szklanki i
wyszła na balkon. Siedziała na nim Ala, paląc. Jej okrągłe, białe łydki i stopy
w skarpetkach w żyrafy dyndały pomiędzy prętami barierki.
- Dziwnie tak, jak jest
ciemno – odezwała się – nie da się spać, bo za wcześnie, ale nie ma co robić,
bo nie ma światła.
Zenia westchnęła i
usiadła koło niej, również wystawiając nogi pomiędzy prętami barierki. Alicja
wysunęła do niej rękę z paczką papierosów, a Zenobia wzięła jednego i odpaliła.
Sama się tym zaskoczyła, bo nie paliła. Była fanatyczką zdrowia i najbardziej
niezdrową rzeczą, jaką robiła było spędzanie zdecydowanie zbyt dużej ilości
czasu wpatrzoną w telefon. No i może to, że jeździła na większość zajęć
autobusem zamiast chodzić czy korzystać z roweru.
Papieros nie był
szczególnie smaczny i parzył ją w wargi. Nawet nie wiedziała, czy pali go
poprawnie. Ale przyniósł jej jakiś spokój, gdy tak siedziały ramię w ramię,
słuchając pojedynczych samochodów na pobliskich ulicach, a ona czuła ciepło
pomiędzy palcami, zapach dymu i słyszała miarowy oddech Ali tuż obok.
Ala kazała jej poczekać
i znikła w mieszkaniu. Po chwili wróciła niosąc lampę na baterie, którą kupili
wcześniej tego dnia i małe kartonowe pudełeczko. Usiadły naprzeciwko siebie a
Alicja wyciągnęła z niego karty.
- Zagrajmy w wojnę.
- A Janek? Śpi?
- Śpi. I tak zawsze
chodzi spać koło dziewiątej. Jest zmęczony czytaniem książek cały dzień, czy
coś.
Zaczęły grać. Ala
trzymała papieros w zębach, marszczyła czoło i z niezadowoleniem obserwowała,
jak Zenobia wysuwa się na prowadzenie. Była bezwietrzna noc. Alicja wydmuchała
dym papierosowy, aż jedna z kart została zdmuchnięta ze stosu i przesunęła się
w stronę Zeni.
- Hej! – Krzyknęła
Zenobia – zdmuchujesz karty!
- Pf, i tak wygrywasz –
zauważyła. – Zenobia, hm. Nigdy o to nie pytałam, ale skąd takie imię?
- A więc…
Zenobii nie dostał się
najszczęśliwszy los na loterii imion. Jej ojciec twierdził, że to po prababci.
Dodawał, że prababcia była hrabianką. Mała Zenia biegała więc po placu zabaw
czując się niemal jak księżniczka. Siadała w piaskownicy i opowiadała dzieciom,
że jej babcia była hrabiną i że ona ma po niej imię. Maluchy nie zapamiętywały
imienia „Zenobia”, wołały na nią Zenia albo Zezia, jeśli chciały być niemiłe,
bo mała “hrabianka” cierpiała na lekkiego i wyleczalnego zeza rozbieżnego. Kiedyś
jednak rodzice, bardzo lekkomyślnie, zostawili ją u babci na cały dzień. W
pewnym momencie babcia wzięła ją na kolana i mała Zenia spytała, jak to jest
być córką hrabiny o imieniu Zenobia. Babcia nie mogła przestać się śmiać i
powiedziała, że jej matka była co najwyżej hrabiną wychodka i pola ziemniaków,
a na imię miała Emilia. Zenobia popłakała się. Potem, w samochodzie, rodzice
wyjaśnili jej, że tak naprawdę nazwali ją po mężu prababki Emilii, pradziadku
Zenonie. Był on bardzo dobrym rolnikiem i to żaden wstyd. A pól ziemniaków miał
nawet dwa. A potem, kiedy myśleli, że Zenia śpi, mama opieprzyła tatę, że
opowiada małej niestworzone historie.
- …ale osobiście myślę,
że mama nazwała mnie tak, bo nie chce sama mieć dziwnego imienia, bo nazywa się
Jowita.
Ala roześmiała się
odchylając się do tyłu. Skończyły grać (Zenia oczywiście wygrała). Zebrała
karty i usiłowała włożyć je do pudełeczka, co przy lichym świetle lampki nie
było szczególnie łatwe. Śmiech Alicji stopniowo cichł.
- Zenobia – usłyszała
cichy głos Ali.
Uniosła głowę.
Koleżanka nachylała się nad nią. Jej jasnozielone oczy błyszczały w świetle
lampy. Ala chwyciła Zenię za podbródek i pocałowała. Jej usta smakowały
papierosami i cukrem, widocznie piła niedawno jakiś słodki napój – pomyślała.
Wargi Alicji były miękkie, delikatne, aksamitne. Zenobia nigdy wcześniej nie
doświadczyła pocałunku, który byłby tak delikatny i zmysłowy, a jednocześnie
tak przyjemny. Odsunęła się z impetem i wstała. Chwiejnie zatoczyła się w
drodze do drzwi.
- Zenobio, czekaj –
powiedziała Ala. Zenia odwróciła się opierając jedną ręką o framugę drzwi
balkonowych. – Nie gniewaj się, proszę. Ja i Janek jesteśmy poliamoryczni. Nic
się nie stało. On nie będzie się denerwował.
- To – głos Zenobii
brzmiał słabo i cicho. I chyba drżał – to nie chodzi o Janka.
Wyszła prędko i ruszyła
biegiem do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko chowając twarz w poduszkę. Jej
serce biło szybko przywodząc jej na myśl stado galopujących koni. Nigdy
wcześniej się tak nie czuła. “Teraz to już na pewno nie zasnę” – pomyślała.
Sobota, 08:02
Zenobia zwlekła się z
łóżka wymięta i spocona, mimo że nie było aż tak ciepło. Całą noc kręciła się i
wierciła. Gapiła w sufit. Wstawała, by poprawić pościel. Chodziła do kuchni po
szklankę wody, a potem do toalety. Nie mogła się pogodzić z własnymi myślami i
uczuciami, ani zasnąć. W końcu udało jej się przespać kilka godzin. Nie do
końca wiedziała, od której, bo w końcu nie było prądu.
Weszła do kuchni, która
o tej porze dnia była rozświetlona promieniami słońca. Janek popijał sok nieco
się krzywiąc. Czytał na kolanie. Ala kończyła robić kanapki z pomidorem,
ogórkiem, solą i pieprzem.
- Hej Zeniu, witamy na
śniadaniu – powiedziała stawiając przed nią i przed Jankiem po talerzu, a po
chwili dorzucając do kanapki również po batoniku musli. – Zapraszam do
nalewania sobie soku. Mamy multiwitaminę albo multiwitaminę, ale z innej firmy.
A może chcesz coli?
-N - Nie – jęknęła
Zenobia i poszła nalać sobie wody z butelki. Ich zapasy butelkowanej wody
malały w zastraszającym tempie, prawdopodobnie przez jej gigantyczne nocne
pragnienie. Wypiła szklankę, zjadła kanapkę i batona. Była sobota. Ala
wybierała się do biblioteki, bo powiedziała, że będzie czytać, skoro nic innego
nie ma do roboty. Janek już przeniósł się na balkon z książką. Chyba Hegel,
jeśli Zenia dobrze widziała.
Wyszła za nim na balkon
po tym, jak również poszła po książkę, a konkretnie podręcznik do socjologii.
Zenobia za bardzo nie czytała dla przyjemności, jeśli już, to dla rozrywki
słuchała wersji audio jakichś słabych romansideł. Za to bardzo dużo się uczyła.
W końcu zawsze była najlepsza – najlepsza w grupie, najlepsza w klasie,
najlepsza na roku…
- Zamawiam kawę, bo nie
mogę zacząć dnia bez kawy – powiedział Janek klikając coś na telefonie – chcesz
coś?
Oczywiście, że chciała.
Telefon Janka jako jedyny nie był jeszcze rozładowany, ponieważ Janek
praktycznie go nie używał. Zenia nieraz słyszała jak ludzie skarżyli się, że im
nie odpisuje. No cóż, dla niego książki o filozofii były bardziej pasjonujące
niż koledzy i koleżanki.
Siedzieli na balkonie
jeszcze przez godzinę, czytając. Janek co jakiś czas marszczył czoło,
przechylał głowę lub wzdychał, ale Zenobia nie wiedziała, co to oznacza dla
rozmyślań Hegla. Potem rozległ się dzwonek do drzwi i pobiegła otworzyć. To
były ich kawy. Oczywiście nie było dla niej zaskoczeniem, że Janek pija czarną,
gorącą kawę z jakąś potrójną porcją espresso. Jej niesłodzone, mrożone latte na
mleku owsianym wyglądało przy jego kawie nieco śmiesznie. Zaniosła oba napoje
na balkon. Janek był bardzo zadowolony. Powiedział, że po kawie lepiej mu się
myśli.
11:55
O dwunastej miała
wrócić woda - tak było napisane na tym ogłoszeniu i to usłyszał Janek w
rozmowie przez telefon z mężczyzną, który się na tym znał. Dlatego teraz
Zenobia okupowała drzwi łazienki. Przyniosła tam swoją piżamę i rozsiadła się
tak, żeby nikt nie mógł otworzyć drzwi. Podejrzewała, że pozostałym nie
zależało aż tak bardzo na kąpieli, ale jej owszem.
Ala wróciła z
biblioteki około godzinę temu i w tym czasie zdążyła już zjeść paczkę czipsów,
wypić butelkę coli i wypalić siedem papierosów. Zenia obserwowała ją spod drzwi
łazienki, jak czytała. Siedziała w kuchni przy oknie, a Janek rozłożył się ze
swoją książką (tym razem był to święty Augustyn, bo Hegla zdążył już skończyć,
ale twierdził, że czytał go od szóstej rano). Ala też czytała pracę jakiegoś
filozofa – konkretnie był to Kartezjusz. “Dziwne” – pomyślała Zenobia – “czy
nie mogła pożyczyć tej książki od Janka?” – Była prawie pewna, że widziała u
niego dzieła Kartezjusza.
- Myślałam, że Janek ma
tę książkę. A ty po nią szłaś do biblioteki – powiedziała.
- O nie, kochana, Janek
nie pożycza książek. Prawda, Janie?
- Prawda, a już
zwłaszcza nie jej. Brudzi strony chrupkami. – Stwierdził Janek przewracając
stronę.
Wstała, zebrała swoje
rzeczy z podłogi i weszła do łazienki, by sprawdzić, czy wróciła woda.
Odkręciła kran umywalki, a z niego popłynął wartki strumień. Zenobia
zapiszczała radośnie. Chyba nigdy przedtem nie odczuła takiej ulgi. Podbiegła
do drzwi, wystawiła przez nie głowę i krzyknęła:
- Woda wróciła!
Po czym zamknęła się na
klucz w środku łazienki i zaczęła wyjmować swoje kosmetyki do mycia. Była
niesamowicie, nieprawdopodobnie wręcz szczęśliwa.
18:37
Na obiad była sałatka z
kolejną puszką tuńczyka. Zenobia marzyła o herbacie, ale niestety, mimo że woda
już była, to prąd jeszcze nie, więc nadal nie mogła użyć czajnika. Po obiedzie
posprzątali, pouczyli się, Janek skończył czytać „Wyznania” świętego
Augustyna.
Teraz usiedli wszyscy
na balkonie zawinięci w koce i Ala zaproponowała, żeby zagrali w tysiąca.
Rozdali karty i zaczęli rozgrywać pierwszą partię. Zenobia trochę gapiła się na
Janka, bo tak rzadko widziała go bez książki, że był to dla niej niezwykły
widok. Okazało się, że był dobry we wszystkim, czego próbował i bardzo szybko
zaczął ogrywać Zenię i Alę. Wygrał. Zenobia owinęła się ciaśniej kocem i
popatrzyła na ściemniające się powoli miasto. Ala paliła, przytulona do Janka,
który otworzył przyniesioną ze sobą książkę – „O rządzie reprezentatywnym.
Poddaństwo kobiet” Johna Stuarta Milla.
Nad miastem
rozpościerała się łuna pomarańczowości. Słońce zachodziło. Zenia patrzyła na
powolne malenie wielkiej gwiazdy za horyzontem. Słyszała wstających za nią
współlokatorów, pewnie dla Janka zrobiło się zbyt ciemno, by czytać. Zawsze,
gdy słońce zachodziło, miasto spowalnia, jakby wszyscy przystawali, by
popatrzeć na pomarańcze i żółcienie zwiastujące koniec dnia. Wdychała powietrze
pachnące spalinami, pierwszymi pąkami kwiatów, brudem i wiosennym deszczem. Siedziała
tak w ciszy przez kilka minut, a potem wstała i ruszyła do mieszkania.
Dioda na piekarniku
świeciła się. Z niedowierzaniem wyciągnęła rękę i włączyła światło. Zapaliło
się. Było jasno. Ruszyła biegiem do sypialni Ali i Janka, by im o tym
powiedzieć. Zza drzwi, przed którymi mocno wyhamowała, dochodziło sapanie i
jęki. Zapukała nieśmiało.
- Hej, prąd wrócił! –
krzyknęła nie otwierając drzwi.
Poszła zaparzyć sobie
herbatę, a po kilku minutach w kuchni zjawili się Janek i Ala. Byli jakoś
dziwnie rozchełstani i wymięci, ale wzrok Zeni zatrzymał się na włosach Alicji.
Były rozpuszczone, spływały długimi falami do jej bioder. Zenobia wodziła po
nich wzrokiem. Były lśniące, choć jednocześnie wydawały się niezwykle miękkie i
puszyste.
- Zenia, woda ci się zagotowała
– zauważyła Ala. Janek gdzieś zniknął (pewnie poszedł kontynuować czytanie
Milla).
Zenobia wzięła czajnik
i wlała zawartość do kubka z torebką herbaty. Trzęsła jej się ręka. Kiedy się
odwróciła, Ala spinała włosy w kok. Spod do połowy rozsuniętej bluzy wyłaniał
się fragment sportowego stanika.
- To co – mruknęła
Alicja, przekładając włosy przez gumkę – wszystko wraca do normalności? Jak
dawniej.
Zenobia wzięła kubek z
herbatą i przeszła przez kuchnię, po czym zatrzymała się w jej drzwiach.
- Tak – odparła cicho.
– Jak dawniej.
Wyszła z kuchni i
skierowała się do swojego pokoju. Wypije herbatę, napisze esej na studia, a
potem weźmie długi prysznic.