wtorek, 21 września 2021

Jak dawniej

 

Piątek, 7:07

 

Strumienie wody obmywały jej ciało. Było jej ciepło i przyjemnie. Uwielbiała te poranne prysznice, pozwalały jej poczuć się jak nowonarodzona. Jej współlokatorzy z reguły mówili, że prysznice dwa razy dziennie, gdy nie ma wyraźnej potrzeby to za dużo i że powinna się dokładać więcej do rachunków skoro taka z niej fanatyczka czystości. Była czyścioszką, ale nie zamierzała więcej płacić. Skierowała strumień na włosy. Myła je zawsze rano, a potem suszyła starannie, jeszcze bardziej dopieszczając się ciepłem oraz poczuciem czystości i piękna.

Nagle światło zgasło. Woda przestała lecieć. Krzyknęła w ciemności i wyskoczyła spod prysznica. Dobrze, że zawsze zostawiała ręcznik w tym samym miejscu, bo teraz gdy sięgnęła po niego, natychmiast poczuła pod palcami znajomą miękkość. Wytarła się, okręciła ręcznik wokół głowy jak turban i szybko się ubrała. Musiała wytężać wzrok, by odpowiednio włożyć spodnie, ale dobrze wiedziała, że raczej nie uda jej się zapiąć koszuli. Wybiegła z łazienki. 

- Co się do cholery dzieje? Czemu nie ma wody i światła? – krzyknęła. 

Ala i Janek siedzieli przy kuchennym stole w całkowitej ciemności, nie licząc lichego porannego słońca zaglądającego przez szyby. Było pochmurno.

- Właśnie próbujemy się dowiedzieć – Ala wskazała na telefon przy uchu Janka. – Może usiądź, Zeniu. Nie ma jak zrobić kawy, ale proponuję sok. Nawet zdrowiej – podała jej karton.

Zenobia opadła na krzesło obok współlokatorki. Nalała sobie soku do szklanki i napiła się go niechętnie. Nie była przeciwniczką soku, ale potrzebowała kawy. Niby nie ziewała, ale czuła się wciąż nie do końca obudzona.

-  Wody też nie ma? – mruknął Janek skupiony na miarowym sygnale połączenia.

-  Nie ma – westchnęła Zenia siorbiąc sok. “Zdecydowanie za słodki jak na poranek”, pomyślała. 

- Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie braku prądu i wody w mieszkaniu numer…. – Janek szybkim krokiem wyszedł z kuchni. 

Ala wstała i zaczęła się krzątać. Odniosła naczynia do zlewu (niepotrzebnie, bo i tak nie ma wody). 

- Podejdź do okna, to zapnę ci te guziki – mruknęła. 

W tamtym momencie Zenobia uświadomiła sobie, że siedziała przy stole w rozpiętej koszuli, spod której wyłaniał się jej koronkowy biustonosz. “Cudownie, po prostu wspaniale” - pomyślała. Podeszła i pozwoliła Ali zapiąć guziki. Alicja zdecydowanie była typem człowieka matkującym każdemu.

Sama sobie za to Ala nie matkowała. Paliła paczkę papierosów dziennie, chodziła w rozciągniętych dresach i piła zdecydowanie za dużo słodzonych napoi. Wszelakich. Od pepsi i Mountain Dew po soki, czy też jak lubiła o nich myśleć Zenobia - wyroby sokopodobne o zawartości cukru większej niż zawartość soku. Jej drugą obsesją były chipsy i chrupki, co w połączeniu z napojami było całkiem oczywistą przyczyną jej wiecznego spłukania. Ala miała długie, kręcone blond włosy zawsze upięte w niedbały kok. Zenia podejrzewała, że wypuszcza je z tego koka najwyżej raz na tydzień, by je umyć. Studiowała filozofię i zapewniała, że wszyscy na filozofii tacy są, ale Zenobia powątpiewała. Janek, chłopak Ali, też studiował filozofię, ale zdecydowanie taki nie był.

Janek zawsze nosił dopasowane dżinsy, a na włosach miał więcej żelu niż mogłoby się pomieścić w tubce. Wydawałby się być lalusiem ze złą cechą wydawania wszystkich oszczędności na żel stylizujący, gdyby nie jego wielkie okulary i nos w książkach. Zenobia rzadko wchodziła do salonu, bo było tam istne archiwum/antykwariat/biblioteka. Książki piętrzyły się na półce przed telewizorem, tak że nie dało się już nic oglądać, zresztą kanapę również pokrywały z reguły stare i prawie zawsze opasłe woluminy. Kiedyś chciała wypić tam poranną kawę i wydawało jej się, że usunęła z kanapy wszystko, ale gdy usiadła w biodro wbił jej się róg „Księcia” Machiavellego. Innym razem spytała, czy może Janek nie mógłby korzystać z biblioteki. Czytać książki online. Albo trzymać je w sypialni. Odpowiedział, że musi mieć te książki, bo jest zbieraczem i poza tym potrzebuje ich do pracy magisterskiej i że chciał je trzymać w sypialni, ale Ala się nie zgadza. Ala dodała, że sypia z Jankiem, a nie z Platonem i nie ma nawet mowy. 

Ala odeszła od okna mrucząc coś, że porozstawia świeczki na później, w razie gdyby prąd nie wrócił. Miała całkiem dużo świeczek, bo dostawała je od każdego. Od rodziny, znajomych ze studiów i z liceum i nawet od Janka. Czasem się śmiała, że tak to jest, jak się jest zbyt skomplikowaną osobą - nikt nie wie, co ci dać więc daje ci najbardziej generyczny prezent. Zenobia spróbowała kiedyś dać jej spinki do włosów, bo zawsze pojedyncze kosmyki wypadają jej z koka. Nigdy nie widziała ich faktycznie na włosach, za to jedna była zapięta na łodydze jednej z roślin doniczkowych. Dlaczego? A kto to wie. 

Zenobia usiadła z powrotem przy stole by dopić sok, kiedy zdała sobie sprawę, że będzie mieć zęby całe brudne po tym słodzonym sokopodobnym czymś, a nie ma nawet jak ich umyć. To cud, że nie miała piany na włosach, a przynajmniej tak wynikało z jej energicznego macania się po głowie. 

Janek i Ala weszli do kuchni w tym samym momencie.

- Wodę ponoć mieli odłączyć i niby były ogłoszenia na klatce. Ja nie widziałem, a wy? -  Ala i Zenia pokręciły głowami. Ala chodziła z nosem w chipsach, a Zenobia z reguły słuchała podkastów i nie patrzyła na zwandalizowane ściany ich bloku, bo i po co. Teraz westchnęła ciężko, bo najwyraźniej mogło się to na coś przydać. – A prąd ponoć ma awarię. Że niby w nocy podczas burzy jakieś drzewo przewróciło się na linię przewodu elektrycznego, czy coś. Widziałyście to?

- Janku, nikt z nas nie wychodził dzisiaj z domu – zauważyła Alicja. – Ale proponuję, byśmy wszyscy ubrali buty i kurtki i poszli to sprawdzić. Przy okazji odprowadzimy Zenię na autobus.

Ala miała dobrą pamięć i zawsze wiedziała kto i o której ma zajęcia. Zenobia z reguły pamiętała swój plan zajęć. Ale dziś? Dziś zupełnie wypadł jej z głowy. Więc cieszyła się, że znajoma wiedziała, że na 8:30 musi być na uczelni.

 

7:50

 

Był kwiecień, chłodnawo. Zenobia, opatulona szczelnie skórzaną kurtką, szła za Jankiem i Alą. Z jakiś nieznanych jej przyczyn tych dwoje potrafiło poruszać się o wiele szybciej niż ona, nawet jeśli jedno z nich po drodze czytało, a drugie jadło chrupki Cheetos. Bo tak w istocie było teraz. Ala zapychała się chrupkami o smaku sera i ketchupu wyjaśniając, że nie jadła śniadania – w końcu nie ma prądu - więc jak miała zrobić swoją owsiankę z mikrofalówki? Owsianki z mikrofalówki były kolejną rzeczą, na punkcie której Alicja miała niezdrową obsesję – chyba chodziło o to, że dawały jej one namiastkę zdrowia, jakieś poczucie, że nie je tylko czipsów i napojów słodzonych. A Janek czytał jakiś opasły tom z nazwiskiem Sartre’a na grzbiecie. Tłumaczył to korzystaniem ze słońca, bo w końcu nie ma prądu. Tylko, że słońca również za bardzo nie było. Oczywiście było jasno, ale na pewno nie słonecznie. 

- To tutaj – krzyknęła Zenia, kiedy jej kompani omal nie minęli drzewa przewróconego na linię elektryczną. Cały słup przewrócił się i raczej wiadomym było, że nie działa. Wokół zdarzenia kręciło się kilkoro mężczyzn w odblaskowych ubraniach. – Panowie, przepraszam – krzyknęła ponownie. – Ile potrwa naprawienie tej awarii?

- Ja nie wiem, psze pani – bąknął jeden z nich znajdujący się najbliżej i poprawił kask na głowie – pewnie parę dni.

Ala i Janek spojrzeli na nią z dezaprobatą. Dziewczyna wyciągnęła do niej rękę z paczką chrupek.

- Chyba faktycznie muszę się spieszyć – zauważyła Zenobia patrząc na wyświetlacz telefonu. Zaraz odjeżdżał autobus, którym zawsze docierała na pierwsze zajęcia w piątkowy poranek. 

 

13:08

 

Cały dzień nudziła się na wykładach. Zwykle bardzo je lubiła, słuchała z zainteresowaniem i nawet robiła notatki. Ale tego dnia nie mogła usiedzieć. Czuła, że ma nieuczesane włosy, które na pierwszym wykładzie były jeszcze mokrawe i przeszkadzał jej słodki osad na zębach. Gdy chciała kupić sobie gotową sałatkę ze sklepu, zdała sobie sprawę, że nie zabrała ze sobą portfela. Pomyślała, że zapłaci telefonem, ale niestety się rozładował. Do zera. Zazwyczaj jej telefon był naładowany, a i bateria trzymała długo. Z tym, że zwykle nie dzwoniła po każdym wykładzie do współlokatorów, by dowiedzieć się, czy aby nie wrócił już prąd lub woda. I nie szukała w sieci sposobów na naukę bez światła. I nie sprawdzała cen lamp na baterie. Zaklęła widząc rozładowany telefon, bo chciała jeszcze napisać do Ali, aby kupiła kilka butelek wody. Dzięki temu można by chociaż umyć dłonie, twarz czy zęby. Na co dzień nie nabywali wody butelkowanej, bo ta z kranu była dobra do spożycia, a i tak wodę  wodę jako taką piła tylko ona. Janek raczył się kawą, herbatą czy yerbą, a Ala piła te swoje cholerne napoje słodzone. 

Po ostatnich zajęciach wskoczyła do autobusu, zajęła miejsce siedzące mimo rozgniewanych spojrzeń kobiety po czterdziestce i przetrzepała całą torbę w poszukiwaniu powerbanku. Niestety go tam nie było, a Zenia zaczynała mieć bardzo złe przeczucie, że jest gdzieś w jej pokoju, całkiem wyładowany. W końcu oparła się bezsilnie o oparcie i zamknęła oczy. W domu nie ma wody ani prądu, a ona nawet nie ma jak kupić potrzebnych rzeczy. Co innego, gdyby miała rozważnych współlokatorów, ale ona z jakichś dziwnych, niewyjaśnionych przyczyn musiała zaprzyjaźnić się z najdziwniejszymi ludźmi z całego rocznika i to nawet nie z jej kierunku. Jazda autobusem nigdy przedtem tak jej się nie dłużyła. Zwykle słuchała podkastu albo albumu któregoś z jej ulubionych wykonawców. Czasem czytała coś zadanego na studia czy się uczyła, ale tego dnia nawet jej podręczniki i notatki zostały w mieszkaniu.

 

13:31

 

Weszła do ciemnego przedpokoju, zrzuciła kurtkę i buty. Z kuchni dobiegały ożywione głosy.

- Czyżby wróciła woda lub prąd? – zapytała otwierając drzwi do pomieszczenia.

- Nie, Zeniu – odpowiedziała Ala rozpakowując siatkę – ale zamówiliśmy pizzę i właśnie dojechała. Chcesz z nami zjeść na balkonie? Tam jest najjaśniej.

Zenobia zgodziła się, chociaż nie miała szczególnej ochoty na pizzę. Uznała jednak, że nie ma co wybrzydzać, i że i tak nie zamówi nic dla siebie z rozładowanym telefonem. Potem pomyślała, że mogłaby zamówić z laptopa, ale Janek i Ala już rozsiedli się na balkonie, a jej zaczęło burczeć w brzuchu.

Balkonik był małą, obsraną przez gołębie przestrzenią. Na parapecie stała popielniczka, w której pływało kilka petów. Ala wydobyła skądś koc, który rozłożyła na podłodze balkonu, a potem przyniosła na niego pizzę. Janek rozsiadł się na jednym z końców pledu dzierżąc pod pachą kolejne opasłe tomiszcze (tym razem było to jakieś dzieło Nietzschego). Janek posiadał tę rzadką i jakże pożądaną umiejętność czytania trzy razy szybszego niż przeciętna osoba i skakania po tematach i epokach historycznych jakby był podróżnikiem w czasie. Zenobia spojrzała na pizzę i odechciało jej się jeść. Zapomniała, że oboje jej współlokatorzy byli wegetarianami, a na pizzy jedyne, co było widoczne, to stosy oliwek, pieczarek i szpinaku. Nie miała nic przeciwko warzywom, ale po wypiciu jedynie słodzonego soku na śniadanie miała ochotę na coś w jej odczuciu bardziej sycącego. 

Zenia siedziała na skraju koca skubiąc pizzę. Była głodna, ale nie przepadała za tak wieloma, zwłaszcza warzywnymi, dodatkami w jednej biednej potrawie. Obok niej Ala wypalała trzeciego papierosa w ciągu kwadransa. Właściwie był to ciekawy proces, kiedy w jednej ręce trzymała kawałek pizzy, a w drugiej papierosa, i na przemian zaciągała się dymem i nadgryzała ciasto z dodatkami. Janek jadł powoli, wodząc wzrokiem po literach i zdaniach.

- Nie kupiliście przypadkiem wody butelkowanej? – zapytała Zenobia.

- Nie – mruknęła Ala.

- To może wyskoczymy do sklepu jak zjemy – mruknęła Zenia przełykając kawałek z dużą ilością szpinaku.

- Ja nie mam pieniędzy – burknęła Ala.

- Ale ja mam – zauważyła Zenobia – tylko musicie mi poświęcić, żebym znalazła portfel.

 

14:57

 

Ala świeciła latarką z jej niemal rozładowanego telefonu. Zenobia chwyciła portfel, który leżał przysypany jej kosmetykami i wszyscy udali się założyć buty i kurtki. 

Znowu czuła się jak o siódmej rano usiłując nadążyć za dwójką współlokatorów zostawiających za sobą dym papierosowy. Przystanęli na chwilę przed złamanym drzewem, gdzie wciąż pracowali ludzie w odblaskowych ubraniach. Janek mruknął coś pod nosem z niezadowoleniem, gdyż postępy były niemal niewidoczne. Jedynie kilka gałęzi drzewa zostało obciętych, ale cała roślina wciąż leżała na złamanym słupie wysokiego napięcia i linii elektrycznej. 

- Panie, dlaczego panowie tego drzewa po prostu nie usuną? – spytał zniecierpliwionym głosem.

- Musimy odciąć gałęzie, żeby zaczepić pień do wyciągu i podnieść całość maszyną – wyjaśnił ten sam co rano robotnik. 

Janek ruszył przed siebie mamrocząc podziękowania, a Alicja dotrzymywała mu kroku. Weszli do Auchana. 

- Co potrzebujemy dokładnie kupić? – zapytała Ala.

- Na pewno wodę butelkowaną – stwierdziła Zenobia – pieczywo, konserwy, warzywa, latarkę i może jakąś lampę na baterie? No i oczywiście baterie.

Dziewczyny ruszyły między półki pakując do wózka sklepowego wymienione przez Zenię przedmioty. Ala dodała do zakupów również dwie paczki czipsów, sześciopak coca coli, duży karton soku multiwitamina słodzonego, trzy tabliczki czekolady i trzy batoniki musli. Zenobia domyśliła się, że te ostatnie mają być namiastką jej porannej owsianki z mikrofali.  

- Gdzie się podział Janek? – zapytała Zenobia po zorientowaniu się, że od jakiś dwudziestu minut go nie widziała.

- Hm, pewnie na dziale z książkami – zauważyła Ala.

Była to prawda. Janek zdążył już przeczytać połowę jakiegoś zbioru esejów filozoficznych, które postanowił zakupić. Zaciągnęły go więc do kasy, Janek i Zenia zapłacili po połowie po czym cała trójka wyszła ze sklepu. 

Będąc już na klatce schodowej Zenobia zatrzymała się, by odstawić na chwilę siatkę z zakupami, bo była ona, niestety, bardzo ciężka. Zerknęła na ścianę i zobaczyła ogłoszenie o przerwie w dostawie wody. Czyli ono faktycznie istniało. Z jego treści wynikało, że woda ma wrócić w sobotę w południe. Zenia westchnęła i wskazała kartkę swoim towarzyszom w niedoli. Kiwnęli głowami - faktycznie, jest.

 

21:28

 

Zenobia położyła się spać wcześnie. Jednak już od kilkunastu minut przewracała się z boku na boku i jakby to powiedziała jej matka „kitłasiła się”. W pokoju był zupełnie ciemno, nawet najbliższa latarnia się nie świeciła. Czuła się nieświeżo bez swojej wieczornej kąpieli. Kolacja też była niesatysfakcjonująca. Ala przygotowała kanapki zużywając całą puszkę jakiejś wegetariańskiej konserwy oraz kilka liści sałaty i plastrów pomidora. Było to właściwie sycące, ale popijane wodą (Zenia odmówiła słodzonego soku) traciło swój urok zdrowej kanapki. Wydawało się być rozwodnione i bez smaku.

Usiadła na łóżku, sięgnęła do szafki nocnej po szczotkę i nerwowo przeczesała włosy. Zaśnięcie bez jej wieczornej rutyny będzie bardzo trudne. Zawsze o dwudziestej brała długą, gorącą kąpiel, nakładała odżywkę na włosy, robiła maseczkę, myła twarz tonikiem i nakładała serum, szorowała zęby i balsamowała całe ciało. Potem słuchała relaksującej muzyki leżąc w łóżku, co pomagało jej zasnąć. Co prawda Janek pozwolił jej użyć powerbanku, ale nie wiedział, gdzie go ma. Trwały więc intensywne poszukiwania (na razie bezowocne).

Postanowiła wstać i zaczerpnąć powietrza, może napić się wody. Nalała sobie trochę do szklanki i wyszła na balkon. Siedziała na nim Ala, paląc. Jej okrągłe, białe łydki i stopy w skarpetkach w żyrafy dyndały pomiędzy prętami barierki. 

- Dziwnie tak, jak jest ciemno – odezwała się – nie da się spać, bo za wcześnie, ale nie ma co robić, bo nie ma światła. 

Zenia westchnęła i usiadła koło niej, również wystawiając nogi pomiędzy prętami barierki. Alicja wysunęła do niej rękę z paczką papierosów, a Zenobia wzięła jednego i odpaliła. Sama się tym zaskoczyła, bo nie paliła. Była fanatyczką zdrowia i najbardziej niezdrową rzeczą, jaką robiła było spędzanie zdecydowanie zbyt dużej ilości czasu wpatrzoną w telefon. No i może to, że jeździła na większość zajęć autobusem zamiast chodzić czy korzystać z roweru. 

Papieros nie był szczególnie smaczny i parzył ją w wargi. Nawet nie wiedziała, czy pali go poprawnie. Ale przyniósł jej jakiś spokój, gdy tak siedziały ramię w ramię, słuchając pojedynczych samochodów na pobliskich ulicach, a ona czuła ciepło pomiędzy palcami, zapach dymu i słyszała miarowy oddech Ali tuż obok.

Ala kazała jej poczekać i znikła w mieszkaniu. Po chwili wróciła niosąc lampę na baterie, którą kupili wcześniej tego dnia i małe kartonowe pudełeczko. Usiadły naprzeciwko siebie a Alicja wyciągnęła z niego karty.

- Zagrajmy w wojnę.

- A Janek? Śpi?

- Śpi. I tak zawsze chodzi spać koło dziewiątej. Jest zmęczony czytaniem książek cały dzień, czy coś.

Zaczęły grać. Ala trzymała papieros w zębach, marszczyła czoło i z niezadowoleniem obserwowała, jak Zenobia wysuwa się na prowadzenie. Była bezwietrzna noc. Alicja wydmuchała dym papierosowy, aż jedna z kart została zdmuchnięta ze stosu i przesunęła się w stronę Zeni.

- Hej! – Krzyknęła Zenobia – zdmuchujesz karty!

- Pf, i tak wygrywasz – zauważyła. – Zenobia, hm. Nigdy o to nie pytałam, ale skąd takie imię?

- A więc…

Zenobii nie dostał się najszczęśliwszy los na loterii imion. Jej ojciec twierdził, że to po prababci. Dodawał, że prababcia była hrabianką. Mała Zenia biegała więc po placu zabaw czując się niemal jak księżniczka. Siadała w piaskownicy i opowiadała dzieciom, że jej babcia była hrabiną i że ona ma po niej imię. Maluchy nie zapamiętywały imienia „Zenobia”, wołały na nią Zenia albo Zezia, jeśli chciały być niemiłe, bo mała “hrabianka” cierpiała na lekkiego i wyleczalnego zeza rozbieżnego. Kiedyś jednak rodzice, bardzo lekkomyślnie, zostawili ją u babci na cały dzień. W pewnym momencie babcia wzięła ją na kolana i mała Zenia spytała, jak to jest być córką hrabiny o imieniu Zenobia. Babcia nie mogła przestać się śmiać i powiedziała, że jej matka była co najwyżej hrabiną wychodka i pola ziemniaków, a na imię miała Emilia. Zenobia popłakała się. Potem, w samochodzie, rodzice wyjaśnili jej, że tak naprawdę nazwali ją po mężu prababki Emilii, pradziadku Zenonie. Był on bardzo dobrym rolnikiem i to żaden wstyd. A pól ziemniaków miał nawet dwa. A potem, kiedy myśleli, że Zenia śpi, mama opieprzyła tatę, że opowiada małej niestworzone historie.

- …ale osobiście myślę, że mama nazwała mnie tak, bo nie chce sama mieć dziwnego imienia, bo nazywa się Jowita.

Ala roześmiała się odchylając się do tyłu. Skończyły grać (Zenia oczywiście wygrała). Zebrała karty i usiłowała włożyć je do pudełeczka, co przy lichym świetle lampki nie było szczególnie łatwe. Śmiech Alicji stopniowo cichł.

- Zenobia – usłyszała cichy głos Ali.

Uniosła głowę. Koleżanka nachylała się nad nią. Jej jasnozielone oczy błyszczały w świetle lampy. Ala chwyciła Zenię za podbródek i pocałowała. Jej usta smakowały papierosami i cukrem, widocznie piła niedawno jakiś słodki napój – pomyślała. Wargi Alicji były miękkie, delikatne, aksamitne. Zenobia nigdy wcześniej nie doświadczyła pocałunku, który byłby tak delikatny i zmysłowy, a jednocześnie tak przyjemny. Odsunęła się z impetem i wstała. Chwiejnie zatoczyła się w drodze do drzwi.

- Zenobio, czekaj – powiedziała Ala. Zenia odwróciła się opierając jedną ręką o framugę drzwi balkonowych. – Nie gniewaj się, proszę. Ja i Janek jesteśmy poliamoryczni. Nic się nie stało. On nie będzie się denerwował.

- To – głos Zenobii brzmiał słabo i cicho. I chyba drżał – to nie chodzi o Janka.

Wyszła prędko i ruszyła biegiem do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko chowając twarz w poduszkę. Jej serce biło szybko przywodząc jej na myśl stado galopujących koni. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. “Teraz to już na pewno nie zasnę” – pomyślała.

 

Sobota, 08:02

 

Zenobia zwlekła się z łóżka wymięta i spocona, mimo że nie było aż tak ciepło. Całą noc kręciła się i wierciła. Gapiła w sufit. Wstawała, by poprawić pościel. Chodziła do kuchni po szklankę wody, a potem do toalety. Nie mogła się pogodzić z własnymi myślami i uczuciami, ani zasnąć. W końcu udało jej się przespać kilka godzin. Nie do końca wiedziała, od której, bo w końcu nie było prądu. 

Weszła do kuchni, która o tej porze dnia była rozświetlona promieniami słońca. Janek popijał sok nieco się krzywiąc. Czytał na kolanie. Ala kończyła robić kanapki z pomidorem, ogórkiem, solą i pieprzem.

- Hej Zeniu, witamy na śniadaniu – powiedziała stawiając przed nią i przed Jankiem po talerzu, a po chwili dorzucając do kanapki również po batoniku musli. – Zapraszam do nalewania sobie soku. Mamy multiwitaminę albo multiwitaminę, ale z innej firmy. A może chcesz coli? 

-N - Nie – jęknęła Zenobia i poszła nalać sobie wody z butelki. Ich zapasy butelkowanej wody malały w zastraszającym tempie, prawdopodobnie przez jej gigantyczne nocne pragnienie. Wypiła szklankę, zjadła kanapkę i batona. Była sobota. Ala wybierała się do biblioteki, bo powiedziała, że będzie czytać, skoro nic innego nie ma do roboty. Janek już przeniósł się na balkon z książką. Chyba Hegel, jeśli Zenia dobrze widziała.

Wyszła za nim na balkon po tym, jak również poszła po książkę, a konkretnie podręcznik do socjologii. Zenobia za bardzo nie czytała dla przyjemności, jeśli już, to dla rozrywki słuchała wersji audio jakichś słabych romansideł. Za to bardzo dużo się uczyła. W końcu zawsze była najlepsza – najlepsza w grupie, najlepsza w klasie, najlepsza na roku…

- Zamawiam kawę, bo nie mogę zacząć dnia bez kawy – powiedział Janek klikając coś na telefonie – chcesz coś?

Oczywiście, że chciała. Telefon Janka jako jedyny nie był jeszcze rozładowany, ponieważ Janek praktycznie go nie używał. Zenia nieraz słyszała jak ludzie skarżyli się, że im nie odpisuje. No cóż, dla niego książki o filozofii były bardziej pasjonujące niż koledzy i koleżanki.

Siedzieli na balkonie jeszcze przez godzinę, czytając. Janek co jakiś czas marszczył czoło, przechylał głowę lub wzdychał, ale Zenobia nie wiedziała, co to oznacza dla rozmyślań Hegla. Potem rozległ się dzwonek do drzwi i pobiegła otworzyć. To były ich kawy. Oczywiście nie było dla niej zaskoczeniem, że Janek pija czarną, gorącą kawę z jakąś potrójną porcją espresso. Jej niesłodzone, mrożone latte na mleku owsianym wyglądało przy jego kawie nieco śmiesznie. Zaniosła oba napoje na balkon. Janek był bardzo zadowolony. Powiedział, że po kawie lepiej mu się myśli. 

 

11:55

 

O dwunastej miała wrócić woda - tak było napisane na tym ogłoszeniu i to usłyszał Janek w rozmowie przez telefon z mężczyzną, który się na tym znał. Dlatego teraz Zenobia okupowała drzwi łazienki. Przyniosła tam swoją piżamę i rozsiadła się tak, żeby nikt nie mógł otworzyć drzwi. Podejrzewała, że pozostałym nie zależało aż tak bardzo na kąpieli, ale jej owszem. 

Ala wróciła z biblioteki około godzinę temu i w tym czasie zdążyła już zjeść paczkę czipsów, wypić butelkę coli i wypalić siedem papierosów. Zenia obserwowała ją spod drzwi łazienki, jak czytała. Siedziała w kuchni przy oknie, a Janek rozłożył się ze swoją książką (tym razem był to święty Augustyn, bo Hegla zdążył już skończyć, ale twierdził, że czytał go od szóstej rano). Ala też czytała pracę jakiegoś filozofa – konkretnie był to Kartezjusz. “Dziwne” – pomyślała Zenobia – “czy nie mogła pożyczyć tej książki od Janka?” – Była prawie pewna, że widziała u niego dzieła Kartezjusza. 

- Myślałam, że Janek ma tę książkę. A ty po nią szłaś do biblioteki – powiedziała.

- O nie, kochana, Janek nie pożycza książek. Prawda, Janie?

- Prawda, a już zwłaszcza nie jej. Brudzi strony chrupkami. – Stwierdził Janek przewracając stronę.

Wstała, zebrała swoje rzeczy z podłogi i weszła do łazienki, by sprawdzić, czy wróciła woda. Odkręciła kran umywalki, a z niego popłynął wartki strumień. Zenobia zapiszczała radośnie. Chyba nigdy przedtem nie odczuła takiej ulgi. Podbiegła do drzwi, wystawiła przez nie głowę i krzyknęła:

- Woda wróciła!

Po czym zamknęła się na klucz w środku łazienki i zaczęła wyjmować swoje kosmetyki do mycia. Była niesamowicie, nieprawdopodobnie wręcz szczęśliwa.

 

18:37

 

Na obiad była sałatka z kolejną puszką tuńczyka. Zenobia marzyła o herbacie, ale niestety, mimo że woda już była, to prąd jeszcze nie, więc nadal nie mogła użyć czajnika. Po obiedzie posprzątali, pouczyli się, Janek skończył czytać „Wyznania” świętego Augustyna. 

Teraz usiedli wszyscy na balkonie zawinięci w koce i Ala zaproponowała, żeby zagrali w tysiąca. Rozdali karty i zaczęli rozgrywać pierwszą partię. Zenobia trochę gapiła się na Janka, bo tak rzadko widziała go bez książki, że był to dla niej niezwykły widok. Okazało się, że był dobry we wszystkim, czego próbował i bardzo szybko zaczął ogrywać Zenię i Alę. Wygrał. Zenobia owinęła się ciaśniej kocem i popatrzyła na ściemniające się powoli miasto. Ala paliła, przytulona do Janka, który otworzył przyniesioną ze sobą książkę – „O rządzie reprezentatywnym. Poddaństwo kobiet” Johna Stuarta Milla.

Nad miastem rozpościerała się łuna pomarańczowości. Słońce zachodziło. Zenia patrzyła na powolne malenie wielkiej gwiazdy za horyzontem. Słyszała wstających za nią współlokatorów, pewnie dla Janka zrobiło się zbyt ciemno, by czytać. Zawsze, gdy słońce zachodziło, miasto spowalnia, jakby wszyscy przystawali, by popatrzeć na pomarańcze i żółcienie zwiastujące koniec dnia. Wdychała powietrze pachnące spalinami, pierwszymi pąkami kwiatów, brudem i wiosennym deszczem. Siedziała tak w ciszy przez kilka minut, a potem wstała i ruszyła do mieszkania. 

Dioda na piekarniku świeciła się. Z niedowierzaniem wyciągnęła rękę i włączyła światło. Zapaliło się. Było jasno. Ruszyła biegiem do sypialni Ali i Janka, by im o tym powiedzieć. Zza drzwi, przed którymi mocno wyhamowała, dochodziło sapanie i jęki. Zapukała nieśmiało.

- Hej, prąd wrócił! – krzyknęła nie otwierając drzwi. 

Poszła zaparzyć sobie herbatę, a po kilku minutach w kuchni zjawili się Janek i Ala. Byli jakoś dziwnie rozchełstani i wymięci, ale wzrok Zeni zatrzymał się na włosach Alicji. Były rozpuszczone, spływały długimi falami do jej bioder. Zenobia wodziła po nich wzrokiem. Były lśniące, choć jednocześnie wydawały się niezwykle miękkie i puszyste.

- Zenia, woda ci się zagotowała – zauważyła Ala. Janek gdzieś zniknął (pewnie poszedł kontynuować czytanie Milla). 

Zenobia wzięła czajnik i wlała zawartość do kubka z torebką herbaty. Trzęsła jej się ręka. Kiedy się odwróciła, Ala spinała włosy w kok. Spod do połowy rozsuniętej bluzy wyłaniał się fragment sportowego stanika.

- To co – mruknęła Alicja, przekładając włosy przez gumkę – wszystko wraca do normalności? Jak dawniej.

Zenobia wzięła kubek z herbatą i przeszła przez kuchnię, po czym zatrzymała się  w jej drzwiach.

- Tak – odparła cicho. – Jak dawniej.

Wyszła z kuchni i skierowała się do swojego pokoju. Wypije herbatę, napisze esej na studia, a potem weźmie długi prysznic.





Do M.

  Czasami najbardziej erotyczną rzeczą jest sama bliskość. Kiedy leżałyśmy blisko siebie, a ja czułam twój wzrok utkwiony w nieopisywaln...