czwartek, 11 czerwca 2020

Obiad

Zastanawiała się, jaki jest sens we wspólnym jadaniu obiadu. Osobiście nie odnajdywała szczególnej satysfakcji w siedzeniu przy stole, zajmowaniu całego blatu, mlaskaniu sobie nawzajem do uszu. Ich wzrok automatycznie padał na przeżuwających schabowego pozostałych domowników. Nic apetycznego.

Na co dzień wolała jadać pizzę czy sushi, ogólnie kuchnie innych krajów odpowiadały jej bardziej niż rodzima i nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego. Może jest to swego rodzaju przypadłość jej generacji. Preferowałaby zjeść miskę spaghetti, skulona na kanapie, oglądając kolejny odcinek ulubionego serialu, ale słowo się rzekło: w każdą niedzielę wsiadała w samochód, by zasiąść przy jednym stole z rodziną, wysiorbującą kluski z rosołu i próbującą przekroić kotleta tępym nożem. 

Także tamtej niedzieli usiłowała przełknąć niedogotowane ziemniaki, słuchając przy tym rodzeństwa upominającego swoje rozbawione dzieci. Ojciec charczał co chwilę znad kotleta a matka nawet z nimi nie usiadła, uganiając się w kuchni, mimo że miał to być przecież wspólny obiad. Choć jej siostrzeńcy wydzierali się solidarnie raz na parę minut, przy stole panowała cisza. Nikt nie wiedział, jak ma zagaić, a może po prostu część z nich zbyt zajęta była jedzeniem, a druga część upominaniem niesfornych dzieciaków.

Dłubała widelcem w ziemniakach i czuła, że jest jej niedobrze. Bynajmniej nie z powodu niestrawności potrawy – pomimo niedogotowanych ziemniaków obiad był smaczny – ale raczej z powodu niezręczności. Choć bardzo możliwe, że to sentyment i wspomnienia z dzieciństwa utwierdzały ją w przekonaniu, że obiad jej smakuje. Że to tylko jej kubki smakowe rozpoznawały smaki sprzed lat. Mariola ryknęła coś w stronę przepychających się siedmiolatków, ojciec zacharczał raz jeszcze, matka postawiła na stole dzbanek z kompotem, który z pewnością okaże się zbyt słodki, a Jacek wstał pospiesznie, by odebrać ważny telefon, jednocześnie rzucając groźne spojrzenie swojej nastoletniej córce, która zgarniała jedzenie do kieszeni. Na to wszystko zleciał się kundel jej rodziców, który natychmiast został poczęstowany schabowym.

Nalała sobie kompotu, dyskretnie odpisując na wiadomość pod stołem. Napój okazał się oczywiście zbyt słodki, skrzywiła się. Ojciec zacharczał ponownie i rzucił jej karcące spojrzenie znad talerza. Bliźniaki zaczęły dźgać się widelcami. Matka podeszła, by wygonić psa do innego pokoju i zapewnić Julię, że może zostawić resztę porcji.
– Kiedy deser? – krzyknął jeden z bliźniaków.
– Przestańcie się dźgać, na miłość boską! Irek! – odkrzyknęła z poirytowaniem siostra. – Odsuń się od Hirka, bo żadnego deseru nie będzie!

Bliźniaki przestały się szturchać widelcami, przekrzykując się pytaniem, kiedy będzie deser. Ojciec chrząknął, wstał, pozbierał talerze i ruszył do kuchni, wciąż chrząkając. Z tym jego charczeniem to zawsze była zagadka. Musi to robić przez suchość w gardle czy alergię, czy jest to po prostu jego nawyk?  Brat wrócił do stołu, gniewnie wciskając telefon do kieszeni marynarki. Jego córka Julka zaczęła płakać. Matka wniosła formę z parującym jeszcze murzynkiem, po czym podniosła się szybko i ruszyła do kuchni, mamrocząc coś o herbacie. Zastukała palcami o kolana, wpatrując się w swoje dżinsy. Od hałasów dzwoniło jej nieprzyjemnie w uszach; będzie musiała wziąć coś przeciwbólowego, gdy tylko wróci do siebie. Irek i Hirek rzucili się na ciasto, wydzierając sobie formę i jednocześnie ściągając ze stołu obrus. W sąsiednim pokoju rozszczekał się pies. Mariola uniosła wzrok znad SMS-a i warknęła gniewnie:
– No, bo następnym razem zostaniecie z ojcem! Proszę równo podzielić placek i dać kawałek każdemu!

Jacek poprawił obrus, wymamrotał coś o prawniku i wyszedł z pokoju. Julka rozryczała się na dobre, wycierając nos obrusem, na którym oprócz glutów zostawiła również błyszczyk i zsuwając go ponownie ze stołu. Ojciec wrócił, w ostatniej chwili łapiąc upadający dzbanek z kompotem. Chrząknął, postawił go na miejsce i wydarł bliźniakom talerz z kawałkiem ciasta, o który ci zdążyli się pokłócić. Po chwili wylądował przed nią kawałeczek placka, a jej siostra wstała gwałtownie. 
– Bardzo ładnie, chłopcy! – uznała, patrząc na ewidentnie nierówne kawałki pokrojone i porozdzielane przez siedmiolatków. – Muszę zatelefonować, to pilne. Miej na nich oko. – rzuciła w jej stronę i wyszła.

Pomyślała, że nawet nie wie, który to Irek, a który to Hirek. Chwilowo jednak zapanowała względna cisza, chłopcy pałaszowali deser, ojciec pochrząkiwał nad swoim talerzem, Jacek wrócił do stołu i również zaczął jeść. Matka weszła do pokoju z parującą herbatą, jakby pęcherze nie były już pełne po przesłodzonym kompocie. Wzięła dzbanek i ruszyła z powrotem w stronę kuchni. Najwyraźniej czas przesłodzonego wywaru z malin dobiegł końca. 

Mariola wróciła, usiadła i kulturalnie odkroiła maciupeńki kawałek z i tak już maciupeńkiego przydziału ciasta, jakim obdarowały go jej dzieci. Zagadnęła brata o jego rozwód, co spowodowało, że Julka rozpłakała się głośniej, trzasnęła talerzem i wybiegła z pokoju. Jacek powiódł za nią zniechęconym wzrokiem. Bliźniaki skończyły jeść i zaczęły się na nowo przepychać. Filiżanki z herbatą zatrzęsły się niebezpiecznie. Ojciec chrząknął raz jeszcze, upił łyk parującego napoju i wpatrzył się w bijące się dzieci. Jacek zaczął opowiadać siostrze o swojej sprawie rozwodowej, usiłując przekrzyczeć bliźnięta, przez co wzmogło się zawodzenie w sąsiednim pokoju. Pies zawył do wtóru szlochom. Skupiła się na siorbaniu herbaty, starając odciąć się od coraz to nowszych i coraz bardziej nachalnie bombardujących ją dźwięków.

Bliźniaki wywróciły filiżankę z wciąż gorącą herbatą, która oblała koszulkę Irka albo Hirka (nie można mieć pewności), powodując jego nagły kwik bólu. Mariola urwała w pół zdania konwersację z bratem, zerwała się, podbiegła do dzieci i szybkim ruchem ściągnęła z malca przemoczoną koszulę.
– No masz ci los! – krzyknęła. – A mówiłam, żebyście się nie przepychali! Wracamy do domu! – Chwyciła chłopców za rączki i zaczęła zaciągać w stronę wyjścia. – Mamuś, dziękujemy za gościnę, było pysznie! Pa pa, tato!

Ojciec chrząknął ponownie, dokańczając placek, po czym wstał i zebrał talerze. Jacek zerwał się i ruszył do pokoju, w którym wył pies i zawodziła jego córka. Ona tymczasem włączyła telefon i oparła się pewniej o krzesło. Kilka nowych wiadomości; ciekawe, co tam w mediach społecznościowych? Wrzaski Irka i Hirka po chwili ucichły, co oznaczało, że Mariola zdołała ubrać ich w identyczne kurteczki i zapakować do samochodu. 

W pokoju pojawił się jej brat, prowadzący za rękę opierającą się i chlipiącą Julkę. Za nimi do pokoju wbiegł wyraźnie uradowany pies, który od razu zaczął węszyć pod stołem.
– Jak możesz się tak zachowywać?! Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknął Jacek, szarpiąc córką. – Będziemy już wychodzić, tato! Do widzenia, mamo, było smacznie jak zawsze! A ty powinnaś przeprosić – syknął w stronę nastolatki, ciągnąc ją za nadgarstek w stronę drzwi.

Ojciec wrócił z kuchni i chwycił psa za obrożę. Matka pobiegła, by uścisnąć syna i wnuczkę. Wstała, również szykując się do wyjścia. Najwyższy czas. Wzywa kanapa, seriale, własne łóżko i cisza na żądanie. I oczywiście pyszne chińskie jedzenie, które zamówi sobie jeszcze tego dnia na kolację.
– Zaraz, a ty nie zostaniesz dłużej? Nie pomożesz matce naczynia pozmywać? – spytał ojciec przyjmując potępiający ton, wciąż pochylając się nad psem. 

Popędziła do drzwi. Serce łomotało jej w piersi. Czuła, że jeśli zaraz się stamtąd nie wydostanie, zostanie tam już na zawsze. Uwięziona z charczeniem, za słodkim kompotem, wrzącą herbatą, maciupeńkim kawałkiem murzynka, niedogotowanymi ziemniakami, schabowym na każdy obiad, płaczącą bratanicą i wrzeszczącymi bliźniakami. Wybiegła, na klatce schodowej wyprzedzając Jacka krzyczącego na córkę. Przeskakiwała po trzy schodki, goniona jej płaczem i gniewnymi słowami pouczenia. Gdzieś nad nią rozległo się charczenie i rozszczekał się pies.

Do M.

  Czasami najbardziej erotyczną rzeczą jest sama bliskość. Kiedy leżałyśmy blisko siebie, a ja czułam twój wzrok utkwiony w nieopisywaln...