poniedziałek, 8 lipca 2024

Najgorszy pracownik w firmie Ciało

 

Pan Olaf Kresiński działał mi na nerwy. Był on zdecydowanie moim najgorszym pracownikiem. Mimo, że jego praca wymaga od niego jedynie trybu dorywczego, od czasu do czasu, to nadal rzadko pojawia się na czas. Jego wyniki pracy rzadko kiedy są satysfakcjonujące i destabilizuje on pracę całego zespołu. Nie mogę go zwolnić, nie mam kogo zatrudnić na jego miejsce. Ja tu latam, ogarniam, a on się, jak zwykle, spóźnia.

Tym razem to już naprawdę przegiął, pomyślałby człowiek, że przychodzi do pracy na tydzień co trzydzieści dni, a ten się nie stawił. Czterdzieści pięć dni minęło, a ja nie mam żadnego wyjaśnienia, dlaczego miałoby go nie być.

Pani Maciczak wraz z bliźniaczkami Jajowskimi już się niecierpliwią, skarżą, napisały nawet oficjalny papier do mnie jako przełożonego. A co ja mogę? Nie jestem policjantem, by go szukać nie wiadomo gdzie.

Wreszcie nastaje pewien gorący czwartek, wszyscy pracują w pocie czoła i zjawia się on – zmachany, upocony, wygląda jakby go przeżuł i wypluł pies, jakby wpadł do kubła na śmieci, poszedł na parę głębszych i potem stawił w pracy słaniając się na wątłych nogach.

- Panie Kresiński! – Krzyczę od drzwi, gdy tylko go widzę – co pan! Gdzie pan był? Powinien pan stawić się dwadzieścia dni temu!

- Nie dwadzieścia, tylko co najwyżej piętnaście – bełkocze gramoląc się do swojego biurka. – Na wakacjach byłem, ale wróciłem.

- Jak to na wakacjach? A podania o urlop pan nie złożył?! Pan tu i tak pracuje dorywczo…

- Właśnie, dorywczo. Nie jestem potrzebny.

- Niech się pan nie wygłupia. Bardzo jest pan potrzebny. Dział HR-monów nie wydala bez pana, pan to wie. Może i krótko pan pracuje, ale ważna jest punktualność. Nie zatrudniłbym pana, jakbym wiedział, że pan jest niesłowny i nieobowiązkowy – pieklę się.

- To mam sobie pójść? – Pyta łypiąc z nadzieją w stronę drzwi, przez które właśnie przeszedł.

- Ani mi się waż! Proszę siadać i do roboty, ma pan dużo zaległości.

Wracam do swojego biura rozeźlony. Wciąż nowe pytania i potrzeby i ja tu wszystkim koordynuje. Dział HR-monów zalewa mnie znów pytaniami, kurierzy czerwoni i biali biegają w pocie czoła, pan Stefan Erce nie wziął urlopu od przeszło dwudziestu dwóch lat.

Próbuję się uspokoić. Zaczynam oceniać efekty pracy, zawsze jestem z nich dosyć dumny. Firma działa nieźle. Co prawda nie idealnie, kilku z rodzeństwa Kręgarzy chciało się wyłamać i nadal są trochę wykoślawieni, pani Jadwiga Elito bywa kapryśna, bliźniaki Płucowskie nie wyrabiają przy dużych obrotach firmy. Ale i tak mnie ta nasza wspólnotowa firma cieszy. Działa jak jeden organizm – każdy jest niezbędny.

Nikola i Nataniel Erka raportują o postępach, przeglądam sprawozdania pana Nerwusa i pani Żołądkowej. Idę skontrolować pracę pani Pęcherzyk i pana Czesława Aszki. Wytykam kilka drobnych błędów jednemu z braci Olanko, Kasprowi. Spokój, rutyna i powtarzalność – jak ja to sobie cenię.

Wtedy mój wzrok pada, niefortunnie, na Kresińskiego. Cholernik robi wszystko na pół gwizdka. Biedna pani Maciczak nie ma co robić z tym, co jej daje, to są jakieś ochłapy, jak bidulka ma w takich warunkach pracować?

- Co pan robi, panie Kresiński? – Pytam, na nowo poddenerwowany.

- Jak to co? Ja tu tylko sprzątam – odpowiada z drwiącym uśmieszkiem. Chyba nabrał sił. – A tak sobie myślę… - kontynuuje patrząc na mnie przebiegle – może ja bym złożył wypowiedzenie?

- Nie przyjmę pana wypowiedzenia. Ma pan pracować i tyle. – Odpowiadam głośno, niemal krzycząc. Inni pracownicy zerkają zaniepokojeni w moją stronę – Tak długo, jak pani Maciczak oraz bliźniaczki Jajowskie są zatrudnione, pan też jest.

- Przecież to jest niewolnictwo…. -  jęczy Kresiński.

- Niechże się pan przyłoży. Przyjdę później pana skontrolować – mówię i oddalam się szybko w stronę mojego gabinetu.

Nigdzie nie mogę zaznać spokoju, bo w gabinecie czeka na mnie moja asystentka, Eliza Mocja, która jak zwykle zalewa mnie skomplikowanymi problemami, na które muszę dać jej odpowiedź teraz, bo jak nie, to dramat, cała firma nie będzie mieć superwizji.

- Panie Mózg, mam tu dla pana ważne rzeczy do wpisania w terminarz… - zaczyna i pokazuje mi kartki.

Tak się skupiam na pracy z panią Mocją, że zapominam o Kresińskim. Nawał pracy dobrze mi robi. Za chwile przychodzi do mnie Olgierd Skrzelik, potem jeszcze udzielam rad pani Kamili Ortyzol, pracownicy z działu HR-monów.

- Panie mózgu! – Do drzwi gabinetu dobija się Marzena Maciczak – znowu go nie ma! Robota nie wykonana, a on przepadł! Jajowska mówiła, że powiedział, że idzie na przerwę?

- Kto? – Pytam z głupia frant mając nadzieję, że skarga dotyczy tym razem kogoś innego.

- No Olaf Kresiński, a kto? Niech pan mu coś powie…my nie mamy nawet na czym pracować…

Wstaję i biegnę przez budynek klnąc pod nosem. No niemożliwe, żebym znowu musiał szukać tego patałacha. Co on sobie wymyślił? W tej firmie nie praktykujemy przerw!

Znajduję Kresińskiego na balkonie, gawędzi z Zygmuntem, Zenobią, Zbysławem, Zbigniewem i Zofią. Obok pracuje pan Jęzor.

- Panie, co pan?! – Krzyczę.

- No co? Przerwę mam. Co to za bezduszne korpo?

- Panie, panu nie przysługują przerwy! Pan jest pracownikiem dorywczym! Przychodzi pan na tydzień co trzydzieści dni! Już i tak jesteśmy elastyczni w kwestii grafiku, a teraz co? Robi pan sobie przerwy na kawę, a panie Maciczak i Jajowskie nie mają na czym pracować! – Wrzeszczę.

- Ale po co od razu ta złość? – Uśmiecha się bezczelnie – kawusię wypiję, kanapkę zjem, papieroska wypalę, jeszcze do klopa skoczę na dwójeczkę i wracam do roboty. No niech pan szef da chwilę wytchnienia.

- Pan to nic nie robi, tylko ma chwile wytchnienia. Więcej ma pan chwil wytchnienia niż dni przepracowanych.

- Oj, ale niech się pan tak nie denerwuje, pani szefie – śmieje się Kresiński, wyraźnie rozbawiony moim poirytowaniem. – I tak pan mnie nie może zwolnić, nie jestem Waldemarem Yrostkiem.

- Przez pana się wszystko rozregulowuje! Firma nie działa, jak należy, bo pan sobie robi pogaduszki.

- Ja i tak będę tu pracował jeszcze tylko ze trzydzieści lat. Potem emerytura. Już ja to wiem, na wczasach spotkałem Mariannę Eno – Pauzę, wiem, że już ją na przód zatrudniłeś.

Kręcę głową i macham rękami z bezradności. I jak tu z takim pracować? Mam wrażenie, że moją dezaprobatę wręcz czuć w powietrzu. Myślę, jak by mu to dogryźć i wpadam na pomysł.

- Wie pan, zawsze miałem wrażenie, że zatrudniliśmy na pana stanowisko złą osobę. Powinienem był zatrudnić panią Olgę Kres. Ona na rozmowę o pracę stawiła się punktualnie, nie to co pan. Żal mi się pana zrobiło, długo pan był na bezrobociu. Może i nie mogę pana zwolnić, ale jak nadejdzie czas, że pana usługi nie będą już potrzebne, to panu taką opinię pracy napiszę w świadectwie, że pana nigdzie nie zatrudnią. Żadne tam kwalifikacje i doświadczenie się nie będą liczyć. Napiszę o wszystkim. Będzie pan musiał ciułać za to, co pan tu zarobi, a z pana umiłowaniem do wakacji na długo panu nie starczy. Na fundusz emerytalny składek też pan nie płaci, zalega pan trzy lata. Będzie pan skończony. W żadnym innym ciele pan nie znajdzie zatrudnienia. Wie pan, ile osób ma wykształcenie takie jak pan? Mnóstwo. – Mówię stanowczo. – Niech pan to przemyśli, byle prędko, a potem proszę wracać do pracy. Nie będę kolejny raz pana upominał.

Odchodzę, rozeźlony. W gabinecie znowu poruszenie, pani Mocja i tuzin innych pracowników mają do mnie multum niecierpiących zwłoki spraw. Dosłownie – jak się nimi nie zajmę, to z firmy zostaną nam zwłoki.

Mijam pana Erce i kiwam mu głową z dumą. Nadal jest rześki i pełen zapału. Takich właśnie pracowników potrzebuje ta firma – toksycznie produktywnych.

Zlecenie

  Tamtego dnia do jej drzwi zapukał pewien mężczyzna. Sama nie wiedziała, co z tego wyniknie, poza tym, że kłopoty. Chwyciła mocniej swoją l...