sobota, 5 marca 2022

Rzygi

 

Tamten dzień zaczął się od tego, że ktoś zwymiotował jej na balkon. A dokładniej, zrobił to pewnie gdzieś w nocy, bo o ósmej rano rzygowiny były już niemal całkiem zaschnięte. Patrzyła na nie z obrzydzeniem i pogardą ogrzewając dłonie na kubku pełnym kawy. O dziwo, nawet miejskie gołębie się nie zleciały. A pogoda była bardzo ładna jak na marzec. Słońce świeciło, niebo było błękitne i nie wiało. Mimo wciąż niskiej temperatury była to idealna pogoda na spacer. Nawet o tak wczesnej godzinie pierwsze dzieci bawiły się na trzepaku przed blokiem, starsze panie wracały z zakupów, a właściciele psów rozmawiali nie zauważając, że zabawa ich czworonogów przerodziła się w bójkę.

Odstawiła kawę na stół i ruszyła do sąsiadów z piętra wyżej. Byli jej głównymi podejrzanymi, bo zdecydowanie była u nich wczoraj impreza. Muzykę puścili tak głośno, że zupełnie nie mogła spać. Z perspektywy czasu żałowała, że nie zadzwoniła po policję – może przynajmniej wtedy nie zdążyliby puścić pawia na jej balkon. Na klatce schodowej pozwoliła się wyminąć kobiecie z wózkiem wsiadającej do windy i mężczyźnie z naprzeciwka, którego na smyczy ciągnął warczący pitbull. Szła powoli po schodach wzdychając i zastanawiając się, jak sformułować informację o tym, że ktoś z przyjęcia sąsiada zwymiotował na jej balkon. Stanęła przed drzwiami, wzięła głęboki oddech i zapukała.

Drzwi otworzył jej wymięty i śmierdzący alkoholem facet po dwudziestce. Mrużył oczy, ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, że jest zaspany, jej nie rozpoznaje, czy po prostu jego źrenice mają zwiększoną czułość na światło.

- Ile będzie? – spytał zachrypniętym głosem.

- Yyyyyy – zająknęła się – ja jestem sąsiadką z dołu.

- Eh, myślałem, że przyjechała już pizza – przewrócił oczami.

Jedzenie pizzy o siódmej piętnaście rano było zdecydowanie nieszablonowym pomysłem, ale postanowiła tego nie komentować.

- Przyszłam tylko powiedzieć, że ktoś z pana wczorajszej imprezy zwymiotował na mój balkon.

- Aha – wzruszył ramionami – nie musiała mi pani mówić. Zapewniam, że nikomu nic nie jest – oznajmił po czym zatrzasnął drzwi.

Zmarszczyła brwi i zapukała ponownie. Mężczyzna otworzył drzwi z niejakim poirytowaniem.

- Przepraszam, źle się wyraziłam – odchrząknęła. – oczekuję, że ktoś to posprząta.

- Jest pani pewna, że to na pewno ktoś z mojej imprezy? – zapytał.

- Tak, jestem pewna. Mieszka pan centralnie nade mną, a pana balkon jest centralnie nad moim. Proszę to sprzątnąć – starała się zabrzmieć stanowczo.

- Wie pani co – mruknął, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał – znajdę osobę, która narzygała i ją przyślę. Bo wiem, że to nie byłem ja – ponownie zatrzasnął drzwi.

Stała jeszcze przez chwilę na jego wycieraczce z napisem „nie wchodź bez wódki” („to by wyjaśniało, dlaczego nie zaprosił mnie do środka” – pomyślała), po czym odeszła czując, że nic więcej nie wskóra.

Kolejnych parę godzin minęło jej normalnie. Czytała, pracowała, jadła i co jakiś czas wyglądała na balkon, żeby popatrzeć na wymiociny. Było coś dziwnie przyjemnego w patrzeniu na takie obrzydlistwo. Może było to fałszywe uczucie bezpieczeństwa – w końcu od zarazków i odoru oddzielały ją drzwi balkonowe – a może interesowała ją kształt i tekstura. Co jest, oczywiście, dziwne, ale nie aż tak dziwne, gdy zauważymy, że była ona malarką.

Ludzie zazwyczaj nie wierzyli im, kiedy mówiła, ze tworzy grafiki na zlecenie oraz prowadzi sklep internetowy z obrazami i szkicami. Po tym, jak pokazywała im swoje prace, z reguły tłumaczyli się tym, że u niej w mieszkaniu jest niezwykle czysto, a na jej ubraniach i dłoniach nie ma farby. Ona bardzo lubiła porządek. Dwa razy dziennie brała prysznic i przynajmniej raz dziennie sprzątała całe mieszkanie. Oprócz tego nie miała dywanów, a mopem bardzo łatwo było wytrzeć drewniane podłogi.

Równo o dwunastej zadzwonił dzwonek do drzwi więc z poczuciem ulgi poszła otworzyć. Za progiem stała dwudziestoparoletnia dziewczyna.

- To pani zwymiotowała na mój balkon? – spytała.

- Chyba nie, ale Remek przysłał mnie, żebym posprzątała. Powiedział, że mi zapłaci – wyznała z ufnością.

- Nie brzydzi się pani? – uniosła brew.

- I tak dorabiam sobie jako sprzątaczka, więc nie – uśmiechnęła się dziewczyna – a obecnie przyda mi się każdy grosz.

- W takim razie zapraszam – otworzyła szerzej drzwi.

Dziewczyna weszła i podała jej rękę.

- Jestem Daria – powiedziała – proszę mi mówić na „ty”.

- Dobrze – uśmiechnęła się – ja jestem Melania.

Poprowadziła ją na balkon, po czym poszła po mop, gąbki, detergenty i ścierki. Zapytała Darię, czy czegoś potrzebuje, a jeśli nie, to czy nie będzie jej przeszkadzało, że popracuje sobie w drugim pokoju. Darii to nie przeszkadzało i powiedziała, że niczego nie potrzebuje więc poszła kontynuować malowanie.

Włożyła słuchawki do uszu, puściła muzykę klasyczną i zanurzyła pędzel w farbie. Szkicowała las iglasty, szybkimi ruchami formowała kształt choinek. Tak najbardziej lubiła malować. Mimo ogólnego konceptu, dzięki muzyce jej obrazy nabierały nowych kolorów, form i szczegółów. Całkowicie zatraciła się w tym, co robiła. Kiedy jej nadgarstek był już tak zmęczony, że nie mogła utrzymać pędzla, wyłączyła muzykę i wyjęła słuchawki z uszu. Spojrzała na zegar ścienny. Było kilka minut po czternastej. Wystraszona, że Daria pewnie wyszła z mieszkania nic jej nie mówiąc i na dodatek zostawiając otwarte drzwi wyszła z pokoju. Ruszyła przekręcić klucz w zamku, a potem skierowała się do salonu, z którego wychodziło się na balkon. Pośrodku pokoju zamarła. Ze ścian zniknęły wszystkie obrazy. Nie było ani jej ulubionej reprodukcji „Uczony w pokoju z krętą klatką schodową” ani pięciu jej własnych obrazów, których część postanowiła zatrzymać dla siebie, a część czekała na kupców. Te świeższe dzieła były w jej pracowni, ale starsze przenosiła na ściany, by nie walały się pod nogami. A teraz ich nie było.

Pobiegła na balkon. Z poręczy zwisał kosz przywiązany do sznurka. Był na tyle duży, że zmieściłyby się w nim wszystkie obrazy z wyjątkiem jednego. Podeszła do barierki i spojrzała w dół. „Uczony (…)” leżał na trawie pod blokiem, powyginany jak harmonijka. Łzy zebrały jej się w oczach, ale wtedy zdała sobie sprawę, że na balkonie było czysto. Przynajmniej posprzątała rzygi – pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do M.

  Czasami najbardziej erotyczną rzeczą jest sama bliskość. Kiedy leżałyśmy blisko siebie, a ja czułam twój wzrok utkwiony w nieopisywaln...